Białoruska straż graniczna zaprzecza pogłoskom, jakoby śmigłowiec polskiej Straży Granicznej, który rozbił się w sobotę, został zestrzelony. Takie sugestie pojawiały się na polskich portalach internetowych.
Według rzecznika białoruskiej straży granicznej Alaksandra Ciszczanki pogłoski sugerujące, że incydent mógłby być prowokacją, są bezpodstawne. Oznajmił on, że oficerowie białoruskich służb granicznych nie mają ani uprawnień, ani też broni pozwalającej na konfrontację z takimi celami. Gdyby śmigłowiec został zestrzelony przez jednostkę przeciwlotniczą, nic by z niego nie pozostało - oznajmił Ciszczanka.
Zaznaczył też, że maszyna nie eksplodowała ani nie spłonęła, i wyjaśnił, że polska Straż Graniczna ostrzegła stronę białoruską o locie śmigłowca i że był on widoczny na białoruskich radarach.
Ciszczanka podkreślił, że wszelkie dyskusje na temat przestrzeni powietrznej związane z samolotami Straży Granicznej rozwiązywane są w trakcie spotkań między polskimi i białoruskimi służbami.