Już po śmierci bliźniąt z Włocławka ktoś usunął z pamięci aparatów USG kluczowe dla sprawy dowody – wynika ze śledztwa, jakie przeprowadzili dziennikarze „Gazety Wyborczej”. Gazeta pisze dziś, że przepracowany ordynator ginekologii spał, zamiast robić cesarkę.

16 stycznia chwilę po godzinie 8:00 34-letnia Ewa Szydłowska przyjeżdża na ginekologię. Jest w ciąży bliźniaczej. Ma duże skoki ciśnienia. Jest w 35. tygodniu ciąży, płody są dobrze rozwinięte, bez przeszkód do cesarskiego cięcia.

Lekarka prowadząca informuje, że zabieg będzie wykonany następnego dnia rano. Podaje leki, kładzie pacjentkę do łóżka. Położna co dwie godziny bada tętno. Nic niepokojącego się nie dzieje - opisuje "Gazeta Wyborcza".

Dziennik pisze, że ok. godz. 2 tętno niemal całkowicie zanika.

"Natychmiast na oddziale powinien znaleźć się ordynator, drugi lekarz i anestezjolog, trzeba było niezwłocznie przeprowadzać cesarskie cięcie" - mówi "Wyborczej" profesor ginekolog, który analizuje dokumentację z Włocławka - "To były ostatnie chwile na wyciągnięcie z brzucha żywych dzieci!"

Położna nie budzi jednak ordynatora, dzwoni do jego asystenta, który piętro niżej jest zajęty inną pacjentką w ginekologicznej izbie przyjęć. Lekarz każe położnej zjechać z pacjentką windą na badanie USG.

Badanie jest robione na ultrasonografie Zonare, który ma ponad 12 lat. Lekarz twierdzi, że wyczuwa tętno. Nie drukuje wyników, nie opisuje badania. Kobieta wraca na oddział, do windy idzie na własnych nogach.

Kilka minut później położna powtarza badanie tętna dzieci i go nie wyczuwa.

"Zadzwoniłam do męża, przyjechał w nocy. Dopiero o 9 miałam zabieg wyciągnięcia dzieci. Piotruś ważył 2 kg, Paulinka 1,8 kg. Sekcja zwłok wykazała, że nie było żadnych wad płodu, dzieci zmarły wskutek niewydolności krążeniowo-oddechowej. Gdyby cięcie przeprowadzono o północy albo nawet o 2, najprawdopodobniej by żyły" - opowiada "Gazecie Wyborczej" zrozpaczona matka.

Z informacji "Wyborczej" wynika, że kluczowe dowody mogły zostać zniszczone. Z pamięci obu aparatów USG (Zonare na izbie przyjęć i Philips na piętrze na oddziale) ktoś skasował historię badań z 16 i 17 stycznia. Odkryli to kontrolerzy z kujawsko-pomorskiego NFZ.

"Potwierdzam, że dokonaliśmy tego typu ustaleń i natychmiast zawiadomiliśmy prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa" - mówi Jan Raszeja z NFZ. Śledczy zabezpieczyli już urządzenia, ustalają, kto przy nich majstrował i na czyje polecenie.

Ustaleń "Wyborczej" nie chcą komentować przedstawiciele szpitala.

Cały artykuł "Gazety Wyborczej" przeczytacie TUTAJ.