Wojna w Iraku wisi na włosku. Choć ten komunikat od kilku dni powtarzany jest właściwie codziennie, to jednak tym razem jest już tak wiele sygnałów świadczących o jej nieuchronności i bliskości, że początek akcji militarnej to już nie kwestia tygodni, a dni.

Wczoraj szef Centralnego Dowództwa USA, generał Tommy Franks zapewnił, że amerykańska armia jest gotowa do działań zbrojnych, jeśli tylko taka decyzja zapadnie w Białym Domu.

Co więcej, szef amerykańskiej dyplomacji Colin Powell oświadczył, że Rada Bezpieczeństwa ONZ może w ogóle nie głosować nad drugą rezolucją w sprawie Iraku, otwierającą drogę do zaatakowania Saddama Husajna. Wojna może się rozpocząć bez przyzwolenia Narodów Zjednoczonych .

Tymczasem sieć ABC donosi, że Amerykanie zaczęli poważnie liczyć się z tym, że to iracki dyktator wyprzedzi wypadki i zaatakuje pierwszy. Amerykański wywiad wyśledził działania Irakijczyków wskazujące na taki właśnie scenariusz.

Po pierwsze wyjątkowa aktywność Irakijczyków na zachodzie kraju może dowodzić, że ukryto tam pociski SCUD, które - wystrzelone z tej części Iraku - mogą dotrzeć z ładunkami broni chemicznej bądź biologicznej do dowolnego celu w Izraelu.

Po drugie - według amerykańskich służb wywiadowczych - na południu Iraku zaminowano większość z 700 tamtejszych szybów naftowych. Wiele wskazuje na to, że wystarczy nacisnąć jeden przycisk w centralnym dowództwie irackiej armii, aby pola naftowe stanęły w ogniu.

Po trzecie wreszcie - Irakijczycy umieścili niebezpiecznie blisko granicy z Kuwejtem, w którym stacjonuje 135 tys. amerykańskich żołnierzy, ciężką artylerię, zdolną przenosić pociski wypełnione śmiercionośnym gazem.

Niestety, wiele wskazuje na to, że już niebawem przekonamy się, kto rozpocznie tę wojnę. Na razie do „świętej wojny” z Ameryką i Amerykanami wezwał muzułmanów na całym świecie czołowy przywódca duchowy Irakijczyków Abdul-Razzaq Saadoun.

Foto: RMF

15:35