Więzienie za fałszywy alarm bombowy. Pięć miesięcy spędzi za kratkami mężczyzna, który ponad rok temu wywołał alarm na dworcu w Częstochowie. Wyrok wydał częstochowski sąd, decyzja jest już prawomocna.

Kara jest surowa, bo ma odstraszać. Chodzi o to, aby przestrzec innych, żeby takich alarmów nie wywoływali - podkreśla rzecznik sądu w Częstochowie Bogusław Zając. Sąd postanowił także oficjalnie opublikować wyrok na stronach internetowych częstochowskiej policji.

Ponad rok temu młody mężczyzna zawiadomił policję o bombie na częstochowskim dworcu kolejowym. Inny ładunek miał znajdować się w pociągu i wybuchnąć, kiedy skład wjedzie na jeden z peronów. Alarm był fałszywy, ale wielogodzinne zamieszanie na dworcu i akcja ratownicza - jak najbardziej prawdziwe. Skazany musi zresztą za nią zapłacić - i policji, i straży pożarnej. Strażacy wycenili koszty na prawie dwa i pół tysiąca złotych, policjanci na nieco ponad tysiąc. Mężczyzna musi też zapłacić za rozprawę sądową.

Co ciekawe, skazany pracował kiedyś na kolei. W momencie, kiedy zgłosił fałszywą informację o bombach, był jednak bezrobotny.

Do fałszywych alarmów dochodzi coraz częściej

Fałszywe alarmy bombowe stają się w Polsce prawdziwą plagą.

W połowie marca zatrzymany został 17-letni mieszkaniec mazowieckiej gminy Kotuń. Chłopak zadzwonił na komendę policji w Siedlcach, twierdząc, że pod jednym z supermarketów jest podłożony ładunek wybuchowy. Policja sprawdziła 17 dużych placówek handlowych w mieście, bomby nie znalazła. 17-latka zatrzymano w ciągu kilku godzin - okazało się, że kiedy dzwonił z fałszywą informacją o bombie, był pijany. Chciał popisać się przed kolegą.

Z kolei pod koniec stycznia 27-letni Paweł M. wywołał fałszywy alarm bombowy w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Wrocławiu. Z powodu jego "wyczynu" pacjentów placówki ewakuowano dwa razy. Do pierwszej ewakuacji około 100 osób doszło po anonimowym telefonie o podłożonej bombie. Druga ewakuacja - kolejnych 250 osób - miała miejsce kilka godzin później. Alarm wszczęła wtedy pracownica szpitala, która usłyszała rozmowę pacjentów, zaniepokojonych tym, że bomba może jeszcze wybuchnąć.

Zatrzymany Paweł M. przyznał się do winy podczas policyjnego przesłuchania. Twierdził, że miał to być "żart". Wyjaśniał, że był pijany i nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji swojego działania. Prokuratorzy oskarżyli go o spowodowanie zagrożenia utraty zdrowia i życia bardzo wielu osób. Będzie musiał także pokryć koszty gigantycznej ewakuacji prawie 400 ludzi. Wstępnie wyliczono je na 400 tysięcy złotych.