Przedmiotowe traktowanie, nieuwzględnienie stanowisk dzieci, niezapewnienie im pomocy psychologicznej - to główne zarzuty rzecznika praw dziecka wobec sądów podejmujących decyzje w sprawie 16-latka, który popełnił samobójstwo w Centrum Interwencji Kryzysowej. Sebastian powiesił się w styczniu w Suwałkach. Nastolatek trafił do centrum razem z matką i rodzeństwem po tym, jak rodzina została wyeksmitowana z mieszkania w Płocicznie k. Suwałk. Powodem tragedii prawdopodobnie było to, że sąd zdecydował o umieszczeniu trójki dzieci, w tym Sebastiana, w ośrodku opiekuńczo-wychowawczym. Czwarte, niespełna 2-letnie dziecko, umieszczono w rodzinie zastępczej.

Z wyników kontroli RPD w tej sprawie wynika, że sądy potraktowały 16-latka i jego bliskich w sposób "przedmiotowy". Chodzi m.in. o pominięcie przez Sąd Rejonowy w Suwałkach stanowiska dzieci oraz brak refleksji o tym, co przeżywały w związku z decyzją o rozdzieleniu ich z matką (z którą - jak podkreślono w opracowaniu - łączyła ich silna więź) i umieszczenia w ośrodku i rodzinie zastępczej.

Z kontroli wynika też, że sądy nie zapewniły rodzeństwu "przyjaznych warunków dla wyrażenia ich stanowiska". Dwójka z nich była przesłuchiwana w sali sądowej w obecności ławników i protokolanta, ale bez wsparcia psychologa. Opieki psychologicznej nie przyznano, mimo że podjęto decyzję o rozdzieleniu rodziny, a dzieci sygnalizowały "negatywne emocje związane z tą sytuacją".

Kontrolerzy zwrócili też uwagę m.in. na fakt, że Sąd Rejonowy w Suwałkach umieścił najmłodsze z dzieci pod opieką osoby 60-letniej, samotnej, która sama - jak zaznaczono w opracowaniu - wymagała opieki. RPD zarzucił też sądowi, że zlekceważył starania dzieci i ich matki, podejmowane w 2013 r. i zmierzające do zmiany sytuacji rodziny oraz ocenę sytuacji kuratora i asystenta rodziny. Nie było również nadzoru sędziów nad wydanymi orzeczeniami - np. dzieci trafiły do ośrodka, w którym w zimie brakowało wody, nie było też ogrzewania.

"Zawiedli ludzie, nie przepisy"

Żadna instytucja zajmująca się rodziną nie udzieliła jej wsparcia. Pierwszy psycholog, który się z nimi spotkał, przyjechał już po tragedii. W tej sprawie zawiodły nie przepisy, a ludzie - mówił rzecznik praw dziecka Marek Michalak. Jak dodał, gdyby była dobra komunikacja pomiędzy sądem a innymi instytucjami, dzieci mogłyby zostać z matką.

Kontrolerzy zarzucili służbom socjalnym m.in., że niezgodnie z dobrem dziecka i przepisami prawa odebrały z rodziny 2-letnią dziewczynkę, która decyzją sądu trafiła następnie do rodziny zastępczej. Szlochające dziecko - jak zaznaczono w raporcie - wyniósł z domu pracownik socjalny i przekazał nieznanej "matce zastępczej" czekającej w samochodzie.

Emocjonalne skutki tego zdarzenia były u dziecka widoczne jeszcze dwa tygodnie później, podczas kontroli przeprowadzanej przez Rzecznika. Dziewczynka przejawiała symptomy zerwania więzi emocjonalnej z matką, co w przyszłości może skutkować nawet regresem w jej rozwoju. Objawiało się to silnym lękiem i agresywnymi zachowaniami podczas zabawy lalkami - urywała lalkom główki - zaznaczono w wynikach kontroli.

Według RPD niezgodna z dobrem dzieci i przepisami prawa była też procedura umieszczenia w Placówce Opiekuńczo-Wychowawczej w Suwałkach pozostałych dzieci. Dwójka z nich poinformowana o decyzji sądu przez dyrektora tej placówki pod nieobecność matki, a jedna z córek "została zaproszona do placówki "tylko na obiad"".

Kontrolerzy zarzucają też kierownikowi Miejskiego Centrum Interwencji Kryzysowej i dyrektorowi placówki opiekuńczo-wychowawczej, gdzie trafiły dzieci, że pozostawili 16-letniego Sebastiana samego w pokoju, "mimo zauważalnej u chłopca traumy i wzburzenia spowodowanego informacją o decyzji dot. rozdzielenia rodziny".

Nie udzielono mu też pierwszej pomocy bezpośrednio po jego znalezieniu, bo "żaden z pracowników Miejskiego Centrum Interwencji Kryzysowej nie miał ukończonego kursu pierwszej pomocy przedmedycznej" - wynika z raportu.

(j.)