Wczoraj zgodnie z poleceniem ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, gdańska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie domniemanego „szantażu lustracyjnego” wobec Zyty Gilowskiej.

Zawiadomienie Gilowskiej wpłynęło do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku we wtorek. Dziś prokuratorzy z Gdańska przesłuchiwali w Warszawie byłą wicepremier. Zeznawała w charakterze świadka. Gilowska zarzuca "szantaż lustracyjny" Rzecznikowi Interesu Publicznego.

Zostałam ostrzeżona przez znaną posłankę PO w grudniu 2004 r. i maju 2005 r. Powoływała się na rozmowę z b. ważnym, kluczowym dla służb ówczesnych, generałem, żeby mnie uprzedzić, że montowana jest akcja przeciwko mnie, oparta na fałszywych papierach - powiedziała Gilowska przed przesłuchaniem. Dodała, że "tropy tej akcji prowadzą do Poznania".

Była wicepremier oświadczyła, że dopiero teraz uświadamia sobie, że była wielokrotnie ostrzegana, a także, że jej grożono. Lekceważyłam to; nie wiedziałam, że może to dotyczyć przeszłości - dodała.

Dziennikarze RMF ustalili, że była minister finansów poleciła sporządzenie spisu pracowników resortu z esbecką przeszłością. Zrobiła to tuż przed oddaniem się do dyspozycji premiera. Wczoraj prasa sugerowała, że afera lustracyjna to zemsta za ten spis. To kolejny tajemniczy wątek tej sprawy.

Premier zdymisjonował Gilowską w piątek, po tym, jak tego dnia Rzecznik Interesu Publicznego złożył wniosek o jej lustrację. Gilowska uważa, że padła ofiarą "szantażu lustracyjnego" ze strony Rzecznika i mówi, że nie była agentem SB. W sobotę złożyła wniosek do prokuratury w tej sprawie. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro polecił wszcząć śledztwo z paragrafu przewidującego do 10 lat więzienia za "bezprawne wywieranie wpływu na czynności urzędowe konstytucyjnego organu".