„Samoloty zderzyły się nad stawami i obydwa spadały” – mówi w rozmowie z reporterem RMF FM mężczyzna, na którego oczach doszło do tragedii w okolicach Wsoli. Świadek jest właścicielem okolicznych stawów rybnych, i to do jednego z nich wpadł jeden z samolotów. Obaj mężczyźni, którzy byli w środku, zginęli. Dwaj mężczyźni z cessny, której udało się wylądować, zostali niegroźnie ranni i już wyszli ze szpitala.

Zobacz również:

Krzysztof Zasada: One gdzieś tutaj w okolicy się zderzyły, nad stawami?

Świadek zderzenia samolotów: Usłyszeliśmy ogromny trzask podczas zderzenia się tych samolotów. Nad stawami się zderzyły i obydwa spadały, tylko jeden tuż nad tonią zaczął nabierać wysokości, ale już nie mógł - spadł tam dalej. Na niego już nie patrzyliśmy, tylko pobiegliśmy pomagać temu w wodzie.

Spadł pionowo, czy był w korkociągu?

Pikował w dół, on miał urwany cały sterownik, ten sterownik wisiał. Cała połówka samolotu wisiała tak jakby na lince, pewnie ta linka sterownicza trzymała to.

Uderzył tutaj, ze 150, 200 metrów stąd?

Po prostu kołami do góry spadł - trochę więcej niż 150. Tu odławiali pracownicy rybę, pobiegliśmy od razu, łódkę moją wzięliśmy i znaleźliśmy go, bo to było trochę w takich trzcinach, nie był widoczny. To wszystko. Pomagałem wyciągnąć z łodzi, a drugi był zakleszczony, tak że nie dało się go wyciągnąć. Zostawiliśmy, bo już służby przyjechały i daliśmy sobie spokój.

Jak pan sądzi - jakie są szanse na wyciągnięcie tego wraku? Tutaj jest bardzo trudny teren.

Nie, tu nie jest tak źle - tu się poradzi. To nie jest trudny teren. Drogą się dojedzie i poradzą sobie. On leży bardzo blisko ogroblowania - około 20 metrów, tuż przy przejezdnej trasie. Poprzez stawy.