Sejmowa komisja do spraw służb specjalnych zajmie się aferą z inwigilowaniem dziennikarzy przez CBA, ABW i policję. Specjalne posiedzenie w tej sprawie ma zostać zwołane w najbliższym czasie. Wśród dziesięciorga inwigilowanych dziennikarzy byli także reporterzy śledczy RMF FM Marek Balawajder i Roman Osica. W latach 2005-2007 kontrolowano ich rozmowy telefoniczne.

Zobacz również:

Kiedy pojawia się cień podejrzenia, że służby specjalne (...) mogły wykorzystywać swoje uprawnienia niezgodnie z prawem, w sposób nieuzasadniony i dotyczą to dziennikarzy, mamy poczucie zagrożenia i źle funkcjonującego państwa - ocenił szef sejmowej komisji ds. służb specjalnych Janusz Krasoń na konferencji prasowej w Sejmie.

Na posiedzenie speckomisji mają być zaproszeni szefowie ABW Krzysztof Bondaryk i CBA Paweł Wojtunik. Chciałbym, aby na posiedzeniu komisji zostało przedstawione też stanowisko rządu przez ministra Jacka Cichockiego, sekretarza kolegium ds. służb specjalnych - dodał przewodniczący speckomisji.

Krasoń zapowiedział także, że wystąpi do szef MSWiA Jerzego Millera z prośbą o informację w sprawie inwigilacji, ponieważ - zwrócił uwagę - w tekstach dziennikarskich (o podsłuchach) wymieniana jest także policja.

Po wysłuchaniu informacji szefów służb i ministra Cichockiego komisja zajmie w tej sprawie stanowisko - dodał poseł Sojuszu.

Przewodniczący sejmowej komisji obrony narodowej Stanisław Wziątek jest natomiast zdania, że potwierdzają się tezy, które głoszono w czasie rządów PiS, że "wielki brat" czuwa (...) W czym mogą dziennikarze zagrozić bezpieczeństwu państwa?- pytał Wziątek.

W jego opinii, jeżeli potwierdzą się informacje, że służby świadomie wprowadzały prokuraturę i sąd w błąd, to "mogło dojść do złamania prawa".

Szef komisji obrony chciałby wiedzieć, czy premier może zapewnić dziennikarzy i obywateli, że w tej chwili nie są podsłuchiwani w sposób, który łamie prawo.

Według gościa dzisiejszego Kontrwywiadu RMF FM, byłego szefa MSWiA Janusza Kaczmarka, do przedłużania podsłuchów miał służyć kruczek prawny, zgodnie z którym możliwy jest podsłuch bez zgody sądu, trwający do pięciu dni. Przed upływem tego czasu wyłączano na chwilę nasłuch. Następnie włączano go powtórnie.

Śledztwo w sprawie inwigilacji dwukrotnie umarzała zielonogórska prokuratura. Uznano, że nie było naruszenia prawa i nie znaleziono podstaw do przedstawienia komukolwiek zarzutów.