Skala zjawiska jest niebywała, podsłuchiwano także bardzo prywatne rozmowy ks. prałata Henryka Jankowskiego. (…) Obecna prokuratura sankcjonuje ten stan. Uprzedzałem prokuratora: "Siedzi pan na bombie" - mówi w Kontrwywiadzie RMF FM Janusz Kaczmarek. Żądam 5,5 mln zł za aferę przeciekową, ale jeśli Ziobro przeprosi, zrezygnuję z pieniędzy - dodaje były szef MSWiA.

Konrad Piasecki: Pan też lubił sobie podsłuchiwać?

Janusz Kaczmarek: Nie, natomiast przypomnę ciekawą rozmowę, która się kiedyś odbyła. Pan Jerzy Engelking powiedział kiedyś, że 80-90 proc. społeczeństwa powinno być podsłuchiwane. Na pytanie mojej żony, co z resztą, odpowiedział, że reszta ma odsłuchiwać.

Konrad Piasecki: A kto lubił tak podsłuchiwać w czasach rządów PiS-u, że 10 dziennikarzom założono podsłuchy?

Janusz Kaczmarek: Panie redaktorze, mamy do czynienia z czymś niebywałym. Jak pokazuje ten materiał, w swoim czasie też o tym mówiłem, a zapoznałem się również z aktami tzw. sprawy przeciekowej, to mamy do czynienia z niesamowitą skalą. Tutaj jest tylko jeden operator. W aktach sprawy przeciekowej jest 14 tomów, setki numerów, które tam istnieją, w związku z powyższym skala jest niebywała. Tu jeszcze na dodatek mamy do czynienia z czymś takim jak tajemnica spowiedzi, bo tajemnica dziennikarska jest de facto tajemnicą spowiedzi.

Konrad Piasecki: Tych 10 nazwisk, które dzisiaj znamy, 10 dziennikarzy podsłuchiwanych przez ABW, CBA i policję, to nie jest koniec? Ta skala była dużo większa?

Janusz Kaczmarek: Mnie się wydaje, że warto byłoby po pierwsze sięgnąć do tych akt i zobaczyć, po wtóre sięgnąć do innych operatorów i tutaj mieć również wiedzę. Natomiast istotny jest również ten fakt, że co było, to jest jedno, ale dzisiaj mamy sytuację, że obecna Prokuratura Generalna sankcjonuje ten stan. I tu spoczywa już dzisiaj odpowiedzialność na prokuratorze generalnym Andrzeju Seremecie. Przecież ci dziennikarze powinni, jeżeli było to prowadzone w ramach postępowania przygotowawczego, być powiadomieni o tym, czy ich billingi zostały zebrane. Pytanie, i to do pana, czy pan się ich zapyta, czy któryś z nich dostał informację, że jego billingi zostały zabrane?

Konrad Piasecki: Ja ich nie zapytam, bo wiem, że nie dostali tych informacji.

Janusz Kaczmarek: No właśnie.

Konrad Piasecki: Panie ministrze, ale te 10 nazwisk, które dzisiaj znamy - pan zna inne, pan zna nazwiska innych osób publicznych, dziennikarzy, których podsłuchiwano?

Janusz Kaczmarek: Niestety, nie. Wiele numerów, które są w aktach sprawy przeciekowej, to są numery mi nieznane, ale w aktach tych znajdują się np. rozmowy ks. prałata Henryka Jankowskiego, który był podsłuchiwany. Rozmowy czysto prywatne. I te rozmowy nadal są w aktach sprawy.

Konrad Piasecki: Ksiądz Henryk Jankowski też miał założony podsłuch?

Janusz Kaczmarek: Tak, miał założony podsłuch.

Konrad Piasecki: W jakiej sprawie? Czy był elementem "gdańskiego układu" Janusza Kaczmarka i Ryszarda Krauze?

Janusz Kaczmarek: Nie wiem. Był księdzem. Rozmowy, które są nagrane, są rozmowami typowo prywatnymi. I to rozmowami księdza. Więc mamy tu z jednej strony do czynienia z naruszeniem tajemnicy spowiedzi, z drugiej z naruszeniem tajemnicy dziennikarskiej. Proszę sobie wyobrazić, że ja nawet poszedłem do pana prokuratura, który wprowadził tę sprawę, wręczyłem mu książki o podsłuchach i powiedziałem: Panie prokuratorze, pan siedzi na bombie, bo kiedy to wyjdzie - a proszę bardzo, wyszło teraz - to będzie pana odpowiedzialność, że te rozmowy są nadal, że ludzie nie są informowani, że byli podsłuchiwani, że rozmowy ich prywatne nadal są w aktach sprawy.

Konrad Piasecki: Dlaczego podsłuchiwano księdza Jankowskiego? W jakiej sprawie?

Janusz Kaczmarek: W sprawie przecieku. A co ksiądz prałat Henryk Jankowski miałby wiedzieć nt. przecieku, to Bóg raczy wiedzieć.

Konrad Piasecki: A to był podsłuch założony na jego telefonie, czy był przypadkowo podsłuchiwany?

Janusz Kaczmarek: Na jego telefonie. Co więcej, tutaj mamy do czynienia np. z tym, że billingi pani Moniki Olejnik są brane z okresu od marca 2006 roku. Po co? No po to, żeby poznać jej informatorów, jej kontakty, z kim częściej rozmawia, z kim rzadziej. A jeszcze kolejna rzecz to zaginięcie niektórych dowodów w postaci rozmów. Rozmowy pomiędzy panem Netzlem a panem Ziobro zaginęły. A to są istotne rozmowy, teraz ma być konfrontacja.

Konrad Piasecki: Panie ministrze, kto odpowiada za te podsłuchy, o których dzisiaj wiemy? Czy to były indywidualne decyzje szefów ABW, czy jakiś oficerów ABW, CBA i policji, czy to dokonywało się na zlecenie prokuratury, prokuratora generalnego?

Janusz Kaczmarek: Panie redaktorze, jeżeli było to w ramach postępowania przygotowawczego, to oczywiście prokurator powinien mieć pełną wiedzę na ten temat i tym bardziej powinien o tym wiedzieć. Natomiast jeżeli mamy do czynienia z podsłuchami operacyjnymi, to oczywiście jest tam zgoda prokuratora, prokuratura również wie. Ale dodam jedną rzecz - jeżeli chodzi o podsłuchy operacyjne: pan Bogdan Wróblewski - dziennikarz, żeby CBA mogło zebrać informacje na jego temat, to musiało stworzyć materiał, o którym byśmy wiedzieli, że pan Bogdan Wróblewski był zamieszany w jakąś aferę łapówkarską, bo przecież CBA zajmuje się, w ramach zadań, tylko tym. A jeżeli chodzi o innych dziennikarzy, to musieli zagrażać państwu, bo takie są przepisy, i wówczas ABW ma prawo wszystko sprawdzać i dziennikarze w ramach jakiejś notatki urzędowej zagrażają państwu.

Konrad Piasecki: Pan był w środku tej całej historii. Pan był w środku tego całego układu. Pan zdawał sobie sprawę ze skali tych podsłuchów?

Janusz Kaczmarek: Nie. Ja mogłem tylko mówić, odpowiadać za policję, i w tym zakresie nie ma żadnych nielegalnych podsłuchów, o których byłaby jakakolwiek moja wiedza na ten temat. Jeżeli byłem prokuratorem krajowym, nie ma żadnego mojego podpisu, który jest związany ze światem dziennikarskim - to mogę zaręczyć.

Konrad Piasecki: A w rozmowach prywatnych ze Zbigniewem Ziobro, Jerzym Engelkingiem, ludźmi, którzy pana wtedy otaczali - pan dowiadywał się, że oni są tak zainteresowani podsłuchami dziennikarzy?

Janusz Kaczmarek: Oczywiście były sytuacje, w których byłem świadkiem i w ramach postępowania w Zielonej Górze swoją wiedzę przytoczyłem. Niestety, to postępowanie ma charakter tajny, w związku z powyższym o tych przypadkach nie mogę mówić. Aczkolwiek dzisiaj, czytając ten artykuł potwierdzają się niektóre rzeczy. Skoro ja mówię o pewnych okolicznościach, o których wiem, a dzisiaj okazuje się, że CBA zażądało billingów pana Bogdana Wróblewskiego, to musi się potwierdzić to, co zeznałem w prokuraturze w Zielonej Górze.

Konrad Piasecki: Te okoliczności były takie, że co interesowało? Interesowało życie prywatne dziennikarzy, ich informatorzy?

Janusz Kaczmarek: Nie wiem panie redaktorze. Sądzę, że nie chodziło o życie prywatne, tylko o informatorów. Jeżeli w swoim czasie, w dniu śmierci Barbary Blidy, szósta z groszami, dzwoni do mnie Zbigniew Ziobro, informuje mnie o tym, a chwilę później dzwoni pani redaktor Monika Olejnik, to czyż nie warto było panu Zbigniewowi Ziobro np. poznać rozmowy pani Moniki Olejnik, kto do niej wcześniej zadzwonił i kto był jej informatorem? Tym bardziej, że sam Zbigniew Ziobro sugerował jakobym to ja powiadomił Monikę Olejnik.

Konrad Piasecki: Jak dużego odszkodowania żąda pan ze aferę przeciekową.

Janusz Kaczmarek: 5,5 mln, i w dniu dzisiejszym, przed sądem, mamy rozmowy z prokuraturą w przedmiocie ewentualnego, ugodowego rozwiązania tego sporu.

Konrad Piasecki: Naprawdę od naszego, styranego kryzysem państwa chce pan aż pięciu milionów?

Janusz Kaczmarek: Panie redaktorze, jeżeli te osoby, które dopuściły się w tamtym czasie tego, a więc pan: Zbigniew Ziobro, Jerzy Engelking, przeproszą mnie, to ja zrezygnuje z tego odszkodowania, bo mnie chodzi bardziej o dobre imię i przeprosiny, niż aspekt finansowy. W związku z powyższym, jeżeli to zrobią, czy też w ich imieniu obecny prokurator generalny - rezygnuje.