Słynny czeczeński dowódca polowy Salman Radujew zmarł w rosyjskim więzieniu. Rok temu 35-letni partyzant został skazany na dożywocie za atak na dagestańskie miasteczko Kizlar w 1996 roku i wzięcie kilku tysięcy zakładników. Przyczyną śmierci był - jak twierdzą Rosjanie - krwotok wewnętrzny.

Radujew zmarł w koloni karnej o zaostrzonym rygorze w obwodzie permskim na Uralu. Według zastępcy ministra sprawiedliwości Jurija Kalinina, na ciele zmarłego nie ma żadnych śladów przemocy, ale oficjalne przyczyny zgonu partyzanta poznamy po jego sekcji zwłok.

W styczniu 1996 roku Salman Radujew ze swoim odziałem partyzantów najechał na dagestańskie miasteczko Kizlar, położone w pobliżu granicy z Czeczenią. Wziął parę tysięcy zakładników i zabarykadował się w miejscowym szpitalu. Później z powrotem przebijał się do Czeczenii. Zginęło wówczas 78 cywilów, żołnierzy i milicjantów.

Po akcji na Kizlar Radujew stał się jednym z najbardziej poszukiwanych czeczeńskich dowódców. Kilkakrotnie pojawiały się informacje o jego śmierci. W rzeczywistości w 1996 roku Rosjanom udało się go jedynie ciężko ranić. Po dwóch operacjach, jakie - według rosyjskich mediów - przeprowadzono w Niemczech, pozostała mu oszpecona twarz i sztuczny nos. (Radujew zwany był też „Titanikiem”, z powodu tytanowej płytki w głowie). Budził też kontrowersje wśród samych Czeczenów. Prezydent Asłan Maschadow twierdził nawet, że stanowi on nie lada problem psychiatryczny.

Ponad dwa lata temu rosyjskie służby specjalne złapały Radujewa w Czeczenii. Został oskarżony m.in. o organizację zamachów terrorystycznych, bandytyzm, porywanie ludzi, branie zakładników i postawiony przed sądem w Machaczkale, stolicy Dagestanu. Na rozprawie prokurator generalny Ustinow stwierdził, że działania Radujewa nie miały charakteru politycznego: To był terroryzm porównywalny z działaniami Osamy bin Ladena. Sam Radujew nie przyznał się do winy. W grudniu ubiegłego roku został skazany na dożywocie. Rodziny ofiar domagały się dla niego kary śmierci.

09:05