Amerykanie mogli wczoraj oglądać drugą z kolei debatę prezydencką między Alem Gorem i Georgem Bushem Juniorem. Obaj kandydaci wzięli sobie do serca krytykę po poprzednim starciu i starali się jak mogli, żeby nikogo nie urazić.

W pierwszych komentarzach ocenia się na ogół, że pojedynek wygrał tym razem republikański gubernator Teksasu. Obaj politycy zazwyczaj zgadzali się jednak ze sobą, starali się okazywać wzajemną kurtuazję i kilkakrotnie nie skorzystali z okazji "przygwożdżenia" przeciwnika. Zwłaszcza wiceprezydent Gore - krytykowany za konfrontacyjny styl wystąpienia w pierwszej debacie w Bostonie - wyraźnie unikał ostrzejszej wymiany zdań, a nawet prawił Bushowi komplementy. "Myślę, że jest dobrym człowiekiem, różnią nas tylko priorytety" - powiedział, komentując propozycje gubernatora w sprawie ubezpieczeń zdrowotnych. W efekcie debata, prowadzona przez prezentera telewizji PBS, Jima Lehrera, chwilami przypominała nie typowy pojedynek słowny w kampanii wyborczej, a raczej akademicki dyskurs na zadane tematy.

Niespodziewanie dużo czasu - około połowy debaty - zajęło omawianie problemów międzynarodowych. Kandydaci określili swój stosunek do konfliktów na świecie i postawy wobec nich Stanów Zjednoczonych. "Gdyby leżało to w interesie strategicznym naszego kraju, wysłałbym wojska" - powiedział Bush i dodał, że decyzja taka zależałaby od sytuacji i że należy w tych sprawach "ustanowić priorytety". Gubernator Teksasu uważa, że Stany Zjednoczone powinny być na arenie międzynarodowej "skromne lecz silne". Jeśli będziemy narodem aroganckim, odpłacą nam tym samym. Jeśli będziemy narodem skromnym lecz silnym, przyjmą nas chętnie - powiedział. Al Gore wyraził natomiast pogląd, że polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych winna być inspirowana przez "poczucie misji", by można było eksportować "wartości amerykańskie". "Nasza rzeczywista siła płynie z naszych wartości" - mówił.

Obaj kandydaci domagali się zgodnie powstrzymania zamieszek na Bliskim Wschodzie. "Naszym priorytetem jest powstrzymanie gwałtów i zredukowanie napięcia" - zaznaczył Gore. Bush wezwał Jasera Arafata do interwencji, by jego ludzie zaprzestali przemocy. Obaj kandydaci podkreślili także mocne więzy między Izraelem i Stanami Zjednoczonymi oraz zajęli twarde stanowisko wobec prezydenta Iraku Saddama Husajna.

Posłuchaj korespondenta RMF FM z Waszyngtonu, Grzegorza Jasińskiego:

00:45