Decyzja Sądu Najwyższego Florydy uznająca prawo do ręcznego przeliczenia głosów w kilku hrabstwach i uwzględnienia ich w ostatecznym wyniku wyborów prezydenckich, wywołała polityczne trzęsienie ziemi w USA.

Posypała się lawina przewidywań, prognoz i ostrzeżeń o tym, że krajowi może grozić nawet kryzys konstytucyjny. Na ile prawdopodobny jest taki dramatyczny rozwój wypadków? Wydaje się, że głównym powodem, dla którego mówi się tam otwarcie o możliwości kryzysu czy tzw. nuklearnego rozwiązania oczywiście w znaczeniu politycznym - jest fakt, że wszyscy są przekonani, że nic tak naprawdę złego zdarzyć się nie może. Ale faktyczne Demokraci po wypowiedzi Jamesa Bakera o tym, że nie wyklucza żadnych kroków dla odwrócenia werdyktu sądu, twierdzą teraz, że Republikanie mogą pchnąć sytuację w niebezpiecznym kierunku.

Mogłoby to w końcu doprowadzić do sytuacji, w której zbiera się zdominowany przez Republikanów stanowy parlament i uchwala prawo wyborcze sprzeczne z tym co zarządził sąd. Albo na mocy prawa jeszcze z XIX wieku parlament sam wybiera elektorów i 18 grudnia w stolicy Florydy pojawiają się dwa konkurencyjne zespoły elektorskie. Spór potem przenosi się na początek stycznia do niezwykle wyrównanego Senatu i Izby Reprezentantów. Tam mogłoby się zdarzyć, że w swej własnej sprawie głosowaliby i Al Gore i Joe Lieberman. Te wszystkie możliwości wymieniano kiedyś anegdotycznie, teraz stają się realne. Jedno jest pewne straszy zawsze ta strona, która czuje się bliższa wygranej. Jeśli Gore'owi nie przybędzie wystarczająco wiele głosów lub Sąd Apelacyjny w Atlancie uzna argumenty sztabu Busha, że wybiurcze liczenie ręczne narusza prawa innych wyborców sytuacja może się odwrócić do góry nogami.

Co oznacza orzeczenie?

Orzeczenie sądu nie oznacza jeszcze oczywiście, że Gore jest prezydentem, choć z jego pojednawczego tonu w czasie krótkiej nocnej wypowiedzi wynika, że wierzy już, że tak będzie. Na razie jednak głosy liczone ręcznie w trzech hrabstwach nie dają mu szans dogonienia gubernatora Busha. By miał szanse, komisje wyborcze muszą się zdecydować na zaliczenie także kart nie przedziurkowanych a jedynie nieco wygniecionych przy nazwisku jednego z kandydatów. Prawdopodobnie spór wokół tego, że niektóre hrabstwa zaczęły liczyć odrzucając te karty a teraz pod naciskiem sztabu Gore'a będą te decyzje zmieniać, może zdominować wydarzenia najbliższych dni. Republikanie z pewnością się na to nie zgodzą, choćby miało dojść do wmieszania się w całą sprawę stanowego parlamentu. Jest on silnie zdominowany przez Republikanów, którzy wyraźnie czują się dotknięci faktem, że sąd podjął decyzję, która właściwie należała do nich. W komentarzach pojawiają się też inne sugestie: Bush powinien jak najszybciej wyrzucić swych prawników, którzy przegrali mu na razie wszystkie ważne sprawy.

Sąd naznaczył datę 26 listopada jako ostateczny termin ręcznego obliczenia głosów.

00:00