Kilkukrotnie próbowano go oszukać na "wnuczka" - nie uległ, bo proceder był nagłośniony. Dał się jednak oszukać "na policjanta”. Jak mówi, jego „własna głupota” kosztowała go 20 tysięcy złotych.

Dwa lata temu mało kto słyszał o oszustwie "na policjanta". Metoda, która pozwoliła wyłudzić pieniądze od wielu osób, była nowością. Niewiele się o tym mówiło - mówi Stanisław Sanitarek z Lublina, jeden z poszkodowanych. Stąd, gdy po odebraniu telefonu w słuchawce usłyszał hasło "policja", nie podejrzewał, że kontaktują się z nim oszuści. Tym bardziej, że wcześniej współpracował z mundurowymi i telefon z komisariatu nie był dla niego niczym nadzwyczajnym.

"Idą do pana oszuści"

Mężczyzna, który zadzwonił, przedstawił się jako pracownik Centralnego Biura Śledczego. "Idą do pana oszuści, dobrze by było, żeby dał im pan pieniądze. Wtedy moglibyśmy ich ująć na gorącym uczynku" - usłyszał pan Stanisław. By poprzeć swoją wiarygodność oszust podał - jak się później okazało - fałszywy numer odznaki i swoje dane. Następnie poprosił, by ofiara się rozłączyła i zadzwoniła na policję, aby potwierdzić, że akcja nie jest oszustwem. W tym momencie pan Stanisław dał się zwieść.

Rozłączyłem się i natychmiast wybrałem 997. Po chwili zgłosił się ktoś, całkowicie inny głos. Przedstawiłem sytuację. Polecono mi, żebym poczekał. Po chwili usłyszałem: "Tak, rzeczywiście proszę pana. Taka akcja jest prowadzona przez policję. Proszę być spokojnej myśli" - relacjonuje mężczyzna.

Pan Stanisław nie wiedział o tym, że rozłączenie było jednostronne. Mimo że słyszał sygnał wybierania numeru 997, cokolwiek by nie wstukał w telefonie, i tak połączyłby się z oszustem. I tu mam żal do policji. Ten temat wszyscy jakoś omijają, nie wytłumaczą ludziom, jak działają oszuści. Starzy ludzie na zwolnionych obrotach przyjmują wszystko. Trzeba im łopatą wszystko wyłożyć - mówi poszkodowany.

Chwilę po rozmowie fałszywy policjant CBŚ zadzwonił do pana Stanisława jeszcze raz. Spytał go, czy potwierdził wiarygodność akcji na policji. Uspokojony mężczyzna był już pewny, że nikt go nie oszukuje, więc później zrobił wszystko, o co poprosił go oszust.

20 tysięcy złotych w altance

Poszkodowany poszedł do bankomatu i wypłacił z niego 20 tysięcy złotych. Następnie zaniósł gotówkę do altanki w parku - sam zaproponował to miejsce.

To była zima, szarówka, dobiegała godzina 16:00. Przez ramię, nie odwracałem się całkowicie. Widziałem, że z boku, z krzaków ktoś wyszedł i wszedł do altanki - opowiada.

Według ustaleń, od razu po podjęciu pieniędzy oszust miał zostać złapany przez mundurowych, którzy rzekomo oczekiwali w parku.

Później odwróciłem się jeszcze raz i nie widziałem już nikogo, więc podszedłem ponownie do altanki. Nie było tam pieniędzy. W tym momencie nadeszła refleksja. Dałem się nabrać - opowiada starszy mężczyzna.

W efekcie pan Stanisław stracił 20 tysięcy złotych. Planowałem sobie za te pieniądze wykupić jakąś wycieczkę zagraniczną - przyznaje.

Telefon zadzwonił ponownie

Bezczelność oszustów na tym się nie skończyła. Gdy wrócił do domu, telefon zadzwonił jeszcze raz. Fałszywy policjant chciał potwierdzić, że pan Stanisław zostawił pieniądze w altance i jest już w domu. Usłyszałem: "Proszę poczekać na nas, my zaraz do pana przyjedziemy, chcemy załatwić wszystkie formalności" - opowiada.

W tym momencie pan Stanisław był już pewien, że został oszukany. Nawet się nie rozebrałem, po prostu wyszedłem z domu i od razu poszedłem na komisariat zgłosić policji swoją głupotę - tłumaczy.

Obu mężczyzn, którzy dokonali oszustwa złapano. Dostali wyroki więzienia i obowiązek zwrócenia pieniędzy. Te są jednak nie do wyegzekwowania - mówi pan Stanisław.

(nm)