Naczelna Rada Lekarska chce natychmiastowej zgody na nowelizację ustawy refundacyjnej i ekspresowej zmiany zapisów mówiących o finansowej odpowiedzialności lekarzy za błędną refundację. Co jeśli minister zdrowia się nie zgodzi? Lekarze poproszą o pomoc prezydenta.

Czas na monitorowanie się skończył, liczę na to, że zajmiemy się ustaleniem, które zapisy słynnej ustawy możemy przedstawić parlamentowi, by w bardzo krótkim czasie uzyskać nowelizację - mówi w rozmowie z reporterką RMF FM prezes rady Maciej Hamankiewicz.

Zapowiedział, że jeśli najbliższe spotkanie z Bartoszem Arłukowiczem (ma się odbyć w środę) zakończy się fiaskiem, to kolejne powinno się odbyć przy okrągłym stole z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego. Wysłaliśmy już pismo do prezydenta, już pewne kroki zostały poczynione, jesteśmy w pewnym kontakcie - oświadczył Maciej Hamankiewicz. Według niego, prezydent - ustami pana Macieja Piroga, ministra w Kancelarii Prezydenta do spraw zdrowia - wypowiedział się jasno, że ta ustawa powinna być zmieniona (...) Obecna ustawa jest przeciwko deklaracji Bronisława Komorowskiego, który obejmując prezydenturę zapowiedział walkę z nadmierną biurokracją, a ta ustawa - oprócz wszystkiego innego - rozbudowuje tę biurokrację.

Lekarze przygotowali także obywatelski projekt zmiany ustawy refundacyjnej. Mają jednak świadomość, że taka obywatelska propozycja mogłaby być wstrzymywana w Sejmie przez marszałek Ewę Kopacz (autorkę ustawy). Z tego też powodu wolą się dogadać z politykami. Grożą, że - jeśli ustawa nie zostanie zmieniona - nie będą pracować. Mają koronny argument, że przecież system nie może istnieć bez lekarzy.

Po pomoc do Europy

Prośbę o poparcie działań polskich medyków w sprawie przeprowadzenia zmian w prawie Hamankiewicz skierował do głównych organizacji lekarskich w 46 państwach europejskich. Zwrócił się też do Stałego Komitetu Lekarzy Europejskich i Europejskiej Unii Lekarzy Specjalistów.

Narada u premiera - bez konkretów

Żadne istotne decyzje nie zapadły na naradzie u premiera, w której udział brali minister zdrowia, szef NFZ i rzecznik praw pacjenta. Jak ustalił reporter RMF było to spotkanie "robocze", na którym jedynie analizowano sytuację w związku z pieczątkowym protestem lekarzy. "Po spotkaniu nie zmieni się sytuacja, nie będzie żadnej nowej decyzji ministra zdrowia ani prezesa NFZ" - usłyszał nasz reporter.

Coraz więcej recept z pieczątką "Refundacja do decyzji NFZ"

Na Warmii i Mazur wczoraj izba aptekarska szacowała, że takich pieczątek było 20-30 proc. Twierdzi, że odsetek takich recept stale rośnie, i to szybko. W samym Olsztynie było ich dziś ponad 90 proc.

Niestety, najczęściej aptekarze odsyłają takich pacjentów albo proponują kupno leku za pełną cenę. I to pomimo, że w poniedziałek NFZ opublikował zalecenie, zgodnie z którym w takiej sytuacji mogą sprzedać lek po najwyższej cenie refundowanej. Problem w tym, że aptekarze w takie zalecenie nie wierzą, jak przekonują - prawo nie dopuszcza takiej sytuacji. Boimy się kar finansowych, a urzędnikom NFZ-u po prostu nie wierzymy - mówi prezes Okręgowej Izby Aptekarskiej w Olsztynie Roman Grzechnik. Nawet gdyby aptekarze postępowali zgodnie z zaleceniem, nie zawsze byłoby to korzystne dla pacjentów. Zwłaszcza dla tych, których leki mają kilka stopni refundacji. Bo w takim przypadku NFZ chce, by apteka wybrała najwyższą odpłatność refundowaną, nawet jeżeli pacjent powinien mieć prawo do np. najniższej ceny. A jeśli pacjent lek wykupi, różnicy w cenie nikt mu nie zwróci.

Pacjenci się skarżą, a skargi trafiają w próżnię

Liczba skarg z całego kraju przekroczyła pół tysiąca. Dokładnie jest ich 545, a kolejne napływają. W statystyce prowadzi Mazowsze, skąd pochodzi 108 skarg, dalej Śląskie - 93 i Małopolskie - 82 skargi. Pacjenci piszą lub dzwonią z informacją o lekarzach, którzy nie uwzględnili na receptach praw chorych do refundacji oraz na aptekarzy, którzy sprzedają leki po wyższej cenie.

Niestety, większość skarg nie pozwala rozpocząć żadnych działań, bo pacjenci nie chcą podawać albo swoich danych, albo wskazać adresu apteki, albo nazwiska aptekarza, przez którego mają problemy. Skargi trafiają więc w próżnię. Co najwyżej mogą zostać przekazane do NFZ-etu, który na przychodnie może nałożyć kary w wysokości 2 procent kontraktu.

Rzecznik praw pacjenta może wkroczyć jedynie wówczas, gdy wielu pacjentów wskaże na problemy z jednym konkretnym lekarzem. Wtedy zastosowanie może mieć przepis o naruszeniu zbiorowych praw pacjenta. Kara za tego typu praktyki mogą wynosić do 500 tys. złotych