Lech Poznań złoży dziś w prokuraturze doniesienie na kibiców Widzewa Łódź, którzy w czasie niedzielnego meczu w Poznaniu odpalali race i podpalali szaliki. Jeden z kibiców z poparzeniami trafił do szpitala.

Race - jak usłyszał nasz dziennikarz od dyrektora do spraw bezpieczeństwa Lecha Poznań - na stadion wniosły kobiety. A ich nie można dokładnie przeszukać - zaznaczył. Bo po pierwsze, winna jest anatomia człowieka i poszanowanie godności ludzkiej. Są pewne części ciała, gdzie nie zawsze można dokładnie doglądnąć, dotknąć, bo to niekiedy uwłacza tym osobom - tłumaczy dyrektor Henryk Szlachetka.

Po drugie, winni są sami kibice, bo spóźnili się do Poznania. Dwa razy zatrzymywali pociąg. Przeszukania oczywiście trwały, być może one były nienależycie wykonane, ale kibice Widzewa Łódź przyjechali do Poznania godzinę i 55 minut za późno - podkreśla Szlachetka.

Po trzecie - na szczęście - Lech zgrał nagrania z monitoringu na płytę. Dziś trafią do prokuratury z wnioskiem o ściganie podpalaczy. Nie wiadomo, czy ta wykryje kobiety, które wnosiły petardy.