Coraz więcej kontrowersji wokół Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Nowa uczelnia powstała z połączenia dwóch akademii medycznych - cywilnej i wojskowej - rusza za tydzień. Wiele wątpliwości budzi nie tylko nowy rektor – nominowany przez Mariusza Łapińskiego, ale i przesłany przez ministra nowy statut uczelni.

Po raz pierwszy w środowisku akademickim zawrzało po ministerialnej nominacji rektora nowego Uniwersytetu – pisaliśmy o tym już w piątek. Przypomnijmy, władze obu łódzkich szkół medycznych ustaliły, że rektorem będzie aktualnie urzędujący szef cywilnej akademii. Minister Zdrowia, Mariusz Łapiński na przekór uczelnianym władzom w ostatniej chwili mianował jednak kogo innego. Wraz z nominacją w teczce do Łodzi dotarł statut Uniwersytetu Medycznego, który wywołał jeszcze większą burzę.

Przeciwko kilku punktom statutu, budzącym już wcześniej kontrowersje, zaprotestował wczoraj Senat łódzkiego Uniwersytetu Medycznego – podobnie jak wcześniej sprzeciwił się sposobowi, w jaki wybrano nowego rektora.

W czasie kilkumiesięcznych prac nad nową uczelnią kadra akademii medycznej zabiegała o poprawki w statucie. Najwięcej kontrowersji wzbudziło to, że minister narzucił uczelni, ilu nauczycieli akademickich może zatrudniać – 6. Temu punktowi najbardziej sprzeciwiał się niedoszły rektor prof. Tadeusz Robak.

Zadaniem władz akademii to ograniczenie oznacza, że z ponad 900 pracowników naukowych pracę może stracić 168 profesorów i lekarzy. Ale to nie koniec wątpliwości wokół statutu. W dokumencie nie zostało bowiem określone, co od października stanie się z kilkunastoma klinikami działającymi w szpitalach nienależących akademii. W praktyce mogą działać nielegalnie albo wcale.

Władze cywilnej akademii wysłały protest do premiera Leszka Millera, uznając obecny statut za zagrożenie dla nowego uniwersytetu.

Foto: Archiwum RMF

06:25