"Nie wykluczamy pozwu zbiorowego" - mówią rodzice z Giżycka i okolic, których dzieci nie pojechały w te wakacje do Hiszpanii i Bułgarii. To jeden z wniosków po zebraniu poszkodowanych.

13 sierpnia wieczorem w Giżycku odbyło się zebranie rodziców, których dzieci nie pojechały na wymarzone kolonie do Hiszpanii i Bułgarii. Przypomnijmy, poszkodowanych jest 150 osób. Rodzice podkreślają, że w sprawie straconych pieniędzy nikt się z nimi nie kontaktuje - ani policja, ani wojsko.

Od jednego z rodziców nasz reporter usłyszał, że postawa giżyckiej brygady jest dla nich nie zrozumiała, bo wszystko wskazuje na to, że to wojsko - przez klub garnizonowy - było współorganizatorem wycieczek.

Żeby można było złożyć pozew zbiorowy najpierw trzeba ustalić winnego. Tym w dalszym ciągu zajmuje się policja pod nadzorem prokuratury. Sprawę bada też żandarmeria wojskowa.

Na dwa dni przed wyjazdem zadzwoniła pani kierownik, która poinformowała, że jest przesunięcie terminu wyjazdu na 1 sierpnia, bo pomyliła się. Powiedziałam, że nie ma problemu. 31 lipca dzwoni do mnie córka i mówi, że nie jedziemy do Hiszpanii. Myślałam, że to żart, ale wyjazd faktycznie został odwołany. Wczoraj było spotkanie, na którym był tylko pan z wojska, który nie potrafił nam wyjaśnić dlaczego nie doszło do wyjazdu - powiedziała naszemu reporterowi mama jednej z uczestniczek niedoszłej kolonii.

Problemy z wyjazdem dotyczą również innej grupy dzieci, które w sobotę miały wyjechać do Bułgarii. Pięć godzin przed odjazdem organizatorka zadzwoniła do jednej z mam, że jej syn nie może pojechać, bo w autobusie są 22 miejsca, a 23 dzieci i on drogą losową został wybrany. Mama na to się nie zgodziła, ponieważ wszystko było opłacone, a dziecko spakowane - powiedziała naszemu reporterowi Eliza Gibuła, jedna z poszkodowanych osób.

Kobieta twierdzi też, że tego samego dnia pojawił się autobus z wojskowym kierowcą, ale nie było żadnej opiekunki ani organizatorki.

Był za to pan, który przedstawił się jako znajomy kierowniczki, mówił, że jest wojskowym, został oddelegowany godzinę wcześniej, aby zawieźć dzieci do Częstochowy. Powiedział, że wycieczka się odbędzie, ale trzeba zrobić losowanie, bo nie ma miejsca. Oczywiście nie zgodziliśmy się na to. Pan stwierdził, że ma przy sobie 20 tysięcy złotych i jak się nie zdecydujemy, to może te pieniądze rozdać, ale część kwoty już wpłaconej do biura podróży przepadnie. Zgłosiliśmy sprawę na policji - tłumaczy pani Eliza.

15 Giżycka Brygada Zmechanizowana nie poczuwa się do odpowiedzialności. Dowództwo jednostki podkreśla, że też są stroną poszkodowaną.

(nm)