Tak ponura atmosfera nie towarzyszyła chyba żadnej z powyborczych rządowych "studniówek". Słabnące sondaże, coraz gorsze oceny, kolejne kryzysy i kryzysiki wprawiają rządzących w stan daleki od błogostanu. Zwłaszcza, że i oni dostrzegają, iż stare sztuczki i schematy działań w takich sytuacjach jakoś dziwnie przestają działać.

Na polityczne kryzysy Donald Tusk i jego otoczenie reagowały dotąd wdrożeniem jednego z trzech, czterech schematów. Gdy coś nie szło, Polacy tracili do premiera sympatię albo trzeba było wyjść z kryzysu - premier realizował:

Schemat 1 - "Patriarcha" - marsowa mina, toczenie po sali groźnym wzrokiem, powtarzanie "nie ma na to mojej zgody", groźby dymisji (a nawet czasami ich wcielanie w życie) i obietnice "zapewniam, że do najbliższej środy zostanie to załatwione" (potem z tym załatwieniem różnie bywało) - ten schemat najdoskonalej został zrealizowany przy okazji afery hazardowej, ale też dopalaczy czy wpadek drogowych i katarskich.

Schemat 2 - "Środa Popielcowa" - premier przepraszający, posypujący głowę popiołem, bijący się w pierś i deklarujący "wiem, zawiedliśmy, ale lepiej przyznać się do błędu niż w nim tkwić" - ostatnia odsłona historii ACTA była tego modelowym przykładem.

Schemat 3 - "Osobiście odpowiedzialny" - wariacja na temat "patriarcha" premier wkracza do gry, ale jeszcze nie wie, co zrobić, więc jest trochę straszny, trochę uspokajający, a najbardziej to powtarzający: "przyjrzę się tej sprawie, zapewniam, że za kilka osobiście wszystko państwu wyjaśnię".

Schemat 4 - "Wizjoner" - premier nie babra się w przyziemnych problemach codzienności, wybiega w przyszłość i snuje wielkie wizjonerskie projekty. "Zmienimy konstytucję", "wprowadzimy system kanclerski", "zlikwidujemy Senat", "zmniejszymy liczbę posłów", "zbudujemy elektrownię atomową", "wprowadzimy Polskę do strefy euro". Media mają się czym zajmować przez dobre dwa tygodnie, a premier oddycha z ulgą i czeka na to, co przyniesie kolejny sondaż - ten schemat z powodzeniem zadziałał w czasie obchodów zarówno 100 jak i 1000 pierwszych dni gabinetu.

Dlaczego tym razem żonglerka schematami nie działa, sondaże z dnia na dzień zamiast szybować - pikują, a wokół rządzących rośnie smętek i beznadzieja? Trudno dowodzić tego z absolutnym przekonaniem, ale wydaje mi się, że może to być efektem znużenia, opatrzenia i przyzwyczajenia - w złym słowa tego znaczeniu. Na widok premiera, wykonującego kolejny polityczny manewr większość Polaków myśli sobie "gdzieś to już widziałem, skądś to znam...", co dramatycznie osłabia skuteczność jego zabiegów. Podobny syndrom wypalenia dotykał wielu premierów, dla wielu też fatalnie się kończył. Ich partyjni koledzy, przerażeni sondażowymi spadkami któregoś dnia przychodzili i oświadczali swemu - do tej pory wielbionemu - liderowi, że czas na zmiany. A raczej zmianę - szefa rządu. To nie musi nadejść szybko, ba..., to wcale nie musi Tuska dotknąć, ale gdzieś tam, w zaciszu partyjnych gabinetów już teraz może chować się i czekać na swój czas kolejny Major, Brown, a może nawet Brutus....