Tomasz Skory: Co z ponad dwóch tygodni spędzonych w strefie działań wojennych w Izraelu, w Palestynie utkwiło ci w głowie najbardziej. To wszystko oczywiście śledziliśmy w twoich relacjach, ale powiedz teraz podsumowując co to było?

Jan Mikruta: Oczywiście zabici. Najpierw w Betlejem, starsza 63-letnia kobieta i jej syn zastrzeleni przez izraelskich żołnierzy, cywile. Oni zginęli od kul karabinowych, które były wystrzelone zza drzwi ich domu. Oni byli wewnątrz. Kule przeszły jak przez masło przez drzwi. Zabiły ich dwoje, przeszły jeszcze przez ścianę, która była za nimi.

Tomasz Skory: Zastrzeleni z pełną świadomością, że są cywilami ze strony tych którzy strzelali?

Jan Mikruta: Trudno powiedzieć. Byli za drzwiami, ale z tego co mówią świadkowie ta kobieta wstała żeby otworzyć drzwi i krzyczała żeby nie strzelać. Żołnierz mimo to otworzyli ogień. Przerażające było to, że kiedy ja widziałem te ciała, one tam już leżały drugą dobę, bo nie było możliwości ich wyniesienia z domu, ani do szpitala, ani pochowania, bo całe miasto cały czas było jeszcze pod ostrzałem. Toczyła się regularna bitwa.

Tomasz Skory: Byłeś też niemal świadkiem eksplozji w Jerozolimie ostatnio.

Jan Mikruta: Niemal świadkiem. Byłem na miejscu jakieś 5-6 minut po wybuchu. To też był widok przerażający. Głowa kobiety-zamachowca, która zdetonowała ładunek wybuchowy na ulicy, kawałki ciał, plamy krwi, kompletnie zniszczony autobus, przerażeni, płaczący histerycznie ludzie. Przerażający widok naprawdę.

Tomasz Skory: Powiedz jak zachowują się ludzie, kiedy słyszą wybuch gdzieś w okolicy?

Jan Mikruta: To jest coś niewiarygodnego. Ja nigdy nie spodziewałem się, że akcja ratownicza może przebiegać tak niesamowicie szybko. Zacząłem biec na miejsce eksplozji, jakąś minutę-dwie po eksplozji i już mijały mnie karetki. Widziałem ludzi, cywilów biegnących na miejsce, którzy kiedy usłyszeli, że wybuchł autobus zaczęli wyjmować z kieszeni gumowe rękawiczki, zakładać je natychmiast opatrywać rannych, tamować krwotoki. Natychmiast pojawił się tłum ratowników, pojawiły się śmigłowce, karetki, policja. Naprawdę nie wyobrażałem sobie, że akcja ratownicza może przebiegać tak szybko i tak sprawnie.

Tomasz Skory: Powiedz czy ludzie, którzy tam mieszkają i w Jerozolimie, i w Betlejem i w Ramallah są zacięci, źli, bo mają na pewno świadomość, że biorą udział w konflikcie, nawet w bierny sposób – czy widać po nich emocje?

Jan Mikruta: Zwykli cywile są przede wszystkim przerażeni, niewiarygodnie przerażeni. Mnie się udało wejść do odciętego, zamkniętego Ramallah, byłem w odciętym Nablusie okrążonym przez wojsko – ludzie ukrywają się po domach, boją się wychodzić na ulice, płaczą, mówią że nie mają co jeść, nie mają leków, nie mogą do nich dotrzeć lekarze. Przerażającą rzecz opowiadał mi lekarz w szpitali w Beit Dżala koło Betlejem. Mówił, że dzwonią do niego ludzie i mówią, że ktoś obok umiera, że został postrzelony i oni nie wiedzą jak mu pomóc. Lekarze załamują ręce, bo też nie wiedzą, bo nie mogą się tam dostać. Nie sposób wytłumaczyć jak ratować człowieka z postrzałem klatki piersiowej np. więc przerażeni. Niewiarygodne jest też przerażenie Izraelczyków. Cały czas dochodzi do zamachów, ci ludzie żyją w ciągłym strachu.

Tomasz Skory: Boją się również żołnierze? To żołnierze strzelają.

Jan Mikruta: Żołnierze boją się bardzo. Pamiętaj, że w Izraelu do chyba 55 roku życia każdy mężczyzna raz do roku na miesiąc idzie do wojska. W związku z czym nawet w tych miejscach, gdzie toczą się najostrzejsze walki są i regularni żołnierze i poborowi. To są chłopcy śmiertelnie przerażeni. Im dano broń. Oni walczą w takich maleńkich uliczkach, w starych miasteczkach i nie wiedzą czy ktoś ich zabije czy nie. Pamiętajmy to co się stało ostatnio w Dżeninie. Podszedł Palestyńczyk, który mówił, że chce się poddać, zdetonował ładunek, który miał pod kurtką – 13 żołnierzy właśnie rezerwistów zginęło.

Tomasz Skory: Jesteś dziennikarzem, chodziłeś w kamizelce kuloodpornej z napisem PRESS a mimo to zostałeś parokrotnie ostrzelany. Dlaczego oni strzelają do dziennikarzy?

Jan Mikruta: Nie mam pojęcia. Chyba nie chcą żebyśmy pewne rzeczy zobaczyli. To dlatego zamknięty jest Dżenin cały czas. Tam nie można się dostać. Palestyńczycy mówią o masakrze, mówią o setkach zabitych, miasto jest totalnie odcięte.

Tomasz Skory: Czułeś, że strzelają z rozmysłem czy strzelają z przerażenia?

Jan Mikruta: Raz na pewno z rozmysłem strzelili nam tuż nad głowami. Widzieli, że to dziennikarze. jestem przekonany, że widzieli, widzieli kamerę, aparaty fotograficzne, kule świsnęły nam 15 centymetrów od głów. Natychmiast wszyscy padliśmy, zaczęliśmy uciekać. Strzelali też nad głowami przerażeni żołnierze, którzy zobaczyli grupę dziennikarzy na ulicach Betlejem, które było zamkniętą strefą wojskową. Pamiętam wtedy nasz strach kiedy dowódca patrolu wyszarpnął sobie granat, wyjął zawleczkę i zaczął biec za nami. Nie wiedzieliśmy czy to jest granat, czy to jest gaz łzawiący, czy to jest raca. Ostatecznie była to świeca dymna, ale strach był potworny. Kiedy słyszysz strzały, żołnierz celuje do ciebie, każe ci natychmiast stanąć, odłożyć sprzęt, odłączyć wszystko, podnieść ręce do góry i się nie ruszać.

Tomasz Skory: Parę miesięcy temu byłeś w Afganistanie, teraz wracasz z Izraela, z Palestyny. Potrafisz dokonać porównania gdzie gorzej?

Jan Mikruta: Gdzie gorzej nie. Jest zupełnie inaczej. Afganistan to była duża wojna. To były ofensywy, to były czołgi, bombardowani. Byliśmy bardzo blisko tego wszystkiego, ale mieliśmy świadomość, że to jest regularna wojna. Natomiast Palestyna to są malutkie uliczki, przerażeni ludzie, akcje w miastach, świszczące kule, przerażenie.

foto Marcin Wójcicki RMF Warszawa