Dwoje żeglarzy, którzy nie weszli na pokład jachtu Polonus i zostali na Antarktydzie są już w drodze do Polski - dowiedział się tego reporter RMF FM. Kilka dni temu piątka żeglarzy pokłóciła się na Wyspie Króla Jerzego, gdzie przez prawie 3 miesiące razem remontowali jednostkę zniszczoną podczas wypadku. 3 osoby odpłynęły, dwie zostały w polskiej bazie antarktycznej Arctowski.

Dwoje żeglarzy kilka godzin temu zostało zabranych przez chilijski okręt, który płynie do bazy naukowej tego kraju (Stacji im. Prezydenta Eduardo Frei Montowala w Zatoce Maxwell Bay) oddalonej od bazy Arctowski o 30-40 kilometrów.

Tam ma przylecieć samolot z wymianą naukowców. I jeśli poprawi się pogoda, na razie jest zła, drogą lotniczą Polacy zostaną zabrani na kontynent południowoamerykański.

Coraz więcej wiadomo na temat przyczyn rozdzielenia się załogi jachtu Polonus. Dwójka, która została na lądzie, miała wątpliwości co do stanu technicznego jachtu. Czy jest na tyle sprawny, by płynąć na bardziej niebezpieczne wody w okolicy przylądka Horn. 

Jak ustalił nasz dziennikarz, było nawet ryzyko wycieku paliwa i skażenia cennego lęgowiska pingwinów, gdzie jacht był zakotwiczony. To spowodowało napięcie między załogą jachtu a naukowcami stacji Arctowski. Konieczna była interwencja kierownika polskiej bazy, ale jego prośba o przekotwiczenie jachtu została zignorowana.

Sam jacht - jak usłyszeliśmy od pracowników bazy Arctowski, którzy śledzą kurs Polonusa - płynie i kieruje się w stronę przylądka Horn. 

Jacht "Polonus" rozbił się o brzeg Wyspy Króla Jerzego na Antarktydzie 23 grudnia 2014 roku. Załoga podeszła wtedy zbyt blisko brzegu, jednostka  straciła napęd i została zepchnięta na skalisty brzeg.

Przez rok prowadzona była akcja zbierania funduszy na ekspedycję, by sprowadzić jacht do kraju. Udało się zebrać ponad 100 tys. złotych.



(j.)