Dokąd jeżdżą warszawscy posłowie? To pytanie nasuwa się samo, po przejrzeniu poselskich rachunków za służbowe przejazdy prywatnymi autami. O ile można zrozumieć idące w dziesiątki tysięcy koszty przejazdów posłów z Wałbrzycha, Szczecina, Rzeszowa czy Suwałk, o tyle naprawdę trudno pojąć, jak posłowie z Warszawy w nieco ponad dwa lata przejeżdżają tu 80-90 tysięcy kilometrów?

Opinia publiczna bardzo żywo i krytycznie zareagowała na informacje o tym, że mający prawo do przejazdów autami służbowymi posłowie, będący też ministrami i wiceministrami korzystają też z tzw. kilometrówki, czyli zwrotu przez Sejm kosztu przejazdów służbowych prywatnymi autami. Były szef MSZ otrzymał w ten sposób w ciągu 7 lat niespełna 80 tysięcy złotych, wymieniane są też nazwiska ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza i wiceministra Sławomira Neumanna. Tylko że jeden z panów ma swój okręg wyborczy i mieszka pod Bydgoszczą (niecałe 300 km od Warszawy), drugi w Szczecinie (ponad 550 km od stolicy) a trzeci w Trójmieście (różnymi trasami 340-400 km). Ich kilometrówki, mimo znanych wątpliwości związanych z przemieszczaniem się samolotami czy autami służbowymi, mają jednak jakieś uzasadnienie.

A posłowie z Warszawy?

Okręg wyborczy nr 19 obejmuje wyłącznie Warszawę, która ma powierzchnię nieco ponad 517 kilometrów kwadratowych. W przybliżeniu to obszar mieszczący się w wymiarach 20 na 25 kilometrów. Mieszka tu około 1,7 miliona osób, z których w wyborach parlamentarnych w 2011 udział wzięło niecałe 920 tysięcy. Wybrano tu wtedy 20 posłów. Jakim cudem wybrani tu posłowie, mający na miejscu zarówno swoich wyborców, jak miejsce pracy - Sejm, przebijają niejednokrotnie liczbą przejechanych służbowo kilometrów posłów ze znacznie odleglejszych miejsc? Po przejrzeniu sejmowych rachunków za tzw. kilometrówkę każdy warszawski taksówkarz może wpaść w kompleksy. Na obszarze 20 na 25 kilometrów tutejsi posłowie od początku kadencji Sejmu w listopadzie 2011 do końca 2013 potrafili przejechać niemal tyle, co Radosław Sikorski w siedem lat.

Czołówka i peleton

Rekordzista - szerzej nieznany poseł PO Leszek Jastrzębski, na którego w 2011 roku głosowało zaledwie 3075 osób, w ciągu nieco ponad 2 lat przejechał służbowo prywatnym autem ponad 90 tysięcy kilometrów, za co w rozliczeniu otrzymał łącznie prawie 75,5 tysiąca złotych. Każdego ze swoich wyborców poseł Jastrzębski mógł więc przynajmniej raz odwiedzić osobiście, a każdego z nich podróżowanie posła kosztowało 24,50. Podobnie znany głównie z "Bitwy pod Enklawą" poseł Przemysław Wipler, wybrany głosami 4516 warszawiaków, który także wykazał, że w ciągu 26 miesięcy przejechał pełniąc obowiązki poselskie prawie 90 tysięcy kilometrów. Kosztowało to ponad 75 tysięcy złotych. Gdyby już istniała obwodnica Warszawy, która ma mieć długość ok. 80 kilometrów, dla wykręcenia takiego wyniku dwaj przodujący w stawce posłowie musieliby objechać swój okręg wyborczy dookoła jakieś 1100 razy...

Sumienność w pełnieniu obowiązków poselskich, polegająca na ofiarnym wykorzystywaniu prywatnego samochodu do celów służbowych cechuje też wielu innych warszawskich posłów. Szczególnie to budujące dlatego, że ich biura poselskie mieszczą się najdalej kilka kilometrów od Sejmu, a odległość tę z powodzeniem można też pokonać z pomocą komunikacji miejskiej, która dla posłów także jest bezpłatna...

Dziwić może też korzystanie z rozliczeń "kilometrówki" przez wiceprezesa PZPN Romana Koseckiego, zaprzeczyć jednak nie można, że jest posłem i ma tak samo szerokie prawa jak pozostali.

Warto docenić tych, którzy mieszkając w Warszawie, z "kilometrówki" nie korzystają. Nie da się też jednak ukryć, że zarówno Wanda Nowicka, jak Jarosław Kaczyński, Donald Tusk czy Jacek Rostowski korzystali w omawianym czasie z limuzyn służbowych; sejmowej, partyjnej i rządowych.