To był pasjonat kardiochirurgii, choć miał bardzo trudny charakter – tak Mirosława G. wspominają jego dawni współpracownicy z Krakowa. Pięć lat temu G. przeniósł się do warszawskiego szpitala MSWiA; w środę postawiono mu zarzuty zabójstwa pacjenta oraz korupcji.

Ciężko się z nim współpracowało. To był perfekcjonista, który od siebie wymagał bardzo wiele i tyle samo wymagał od współpracowników; nie tolerował sprzeciwu - mówią anonimowo o Mirosławie G. jego koledzy z Krakowa. G. był jednym z ostatnich uczniów prof. Antoniego Dziatkowiaka - sławy polskiej kardiochirurgii. Prawie 5 lat temu, gdy zaproponowano mu prace w Warszawie, odszedł z krakowskiego szpitala im. Jana Pawła II.

Większość lekarzy i pielęgniarek, współpracujących z nim w Krakowie, a z którymi rozmawiał reporter RMF FM Marek Balawajder, stwierdza, że Mirosław G. nie brał łapówek. Problemem było wręczenie mu nawet symbolicznej butelki dobrego alkoholu. Był samotny i wystarczało mu to, co zarabiał w klinice - dodają. Jednocześnie przyznają jednak, że mogło dochodzić do takich sytuacji, gdy zadowoleni pacjenci wręczali mu jakieś pieniądze. Ale tego nikt nie widział - podkreślają.

W Warszawie Mirosław G. jako ordynator zarabiał kilkanaście tysięcy złotych. Ponadto prowadził badania naukowe i miał prywatny gabinet w Krakowie.