Przyszłość gimnazjów stoi pod znakiem zapytania. Prawo i Sprawiedliwość chce ich likwidacji - ma już nawet gotowy projekt ustawy w tej sprawie. "Gimnazja mają swoje minusy, ale mają też plusy" – przyznają w rozmowie z RMF FM eksperci z Instytutu Badań Edukacyjnych.

Plusy gimnazjów to choćby wyrównywanie szans młodzieży z mniejszych miejscowości. Tam absolwenci chętniej wybierali licea, a nie - jak wcześniej - zawodówki. Kiedy młodzież zaczęła dostawać wyniki swojego egzaminu gimnazjalnego (na koniec szkoły) to nagle zobaczyła, że może nie powielać losu swoich rodziców, że może robić coś innego - mówi RMF FM Natalia Skipietrow, rzeczniczka Instytutu Badań Edukacyjnych. Dodaje, że jednocześnie z tymi szkołami związane jest zjawisko pewnego rodzaju segregacji, widoczne zwłaszcza w większych miastach - na gimnazja lepsze i gorsze, prowadzące do lepszych i gorszych liceów. Młodzież ze słabych szkół nie dostawała się na dobre uczelnie i kończyła najwyżej w trzeciorzędnych, prywatnych szkołach. Znacznie częściej jednak matura była dla niej końcem edukacji.

Nauczyciele czekają

Nauczyciele przyznają, że w gimnazjach jest więcej agresji niż w podstawówkach. To wiek buntu, młodzież przechwala się, na co ich stać. Przed nami nie czują respektu; wiedzą, że nasza znajomość nie będzie dług trwała - przyznaje nauczycielka jednego z warszawskich gimnazjów. Pedagodzy narzekają też na ciągłe eksperymenty w programie: sporo treści wypadło z nauczania, a część materiału powtórzono zarówno w podstawówce, gimnazjum i liceum.

Większość nauczycieli, z którymi rozmawialiśmy widzi mankamenty gimnazjów, ale nagłe ogłaszanie radykalnych zmian oceniają jako "zawracanie kijem Wisły". I - co naturalne - obawiają się o miejsca pracy.

Według Związku Nauczycielstwa Polskiego - likwidacja gimnazjów może pozbawić pracy nawet kilkanaście tysięcy nauczycieli. Stanisław Karczewski z PiS na antenie RMF FM uspokajał: Proces edukacyjny na pewno będzie lepszy, korzyści dla dzieci, korzyści dla młodzieży będą z tego bardzo duże. Natomiast koszty nie będą wcale aż tak duże. Będziemy chcieli przeprowadzić tą reformę tak, żeby ona powstała w wyniku znowu dialogu, rozmowy, konsensusu. Będziemy rozmawiali dalej ze środowiskiem nauczycielskim. Teraz będzie tak, że będzie to wbrew nauczycielom. Nie możemy sobie na to pozwolić z różnych powodów. Zapewniał też, że nauczyciele nie stracą pracy, bo liczba klas pozostanie taka sama.

Zadanie dla nowego szefa MEN

Projekt zmian związanych z likwidacją gimnazjów ogłosiła rzeczniczka PiS, Elżbieta Witek, która jest też typowana na nową minister edukacji. Choć w Sejmie przyznała, że "jest daleka od zajmowania jakichkolwiek funkcji", wyjaśniła szczegóły projektu. Gimnazjaliści pozostają w siódmej, ósmej klasie szkoły podstawowej, natomiast trzecia klasa to jest liceum. Oczywiście będzie rocznik, który musi skończyć to według starego trybu, bo nie możemy wywracać uczniom wszystkiego w ostatnim roku nauki - podkreślała Witek. Do gimnazjów nie poszliby więc już dzisiejsi piątoklasiści.

Nauka w przedwojennych gimnazjach w Polsce trwała 8 lat. Były to szkoły dla uczniów od 10 do 18 lat. Od 1932 roku gimnazja miały już tylko cztery klasy i – podobnie jak teraz – trafiali do niego absolwenci szkół podstawowych, a później kontynuowali naukę w liceum. Tak było aż do wybuchu II Wojny Światowej. Gimnazja zniesiono w Polsce w 1948 roku.

Ten typ szkół powrócił do naszego systemu edukacji w roku szkolnym 1999/2000, najpierw dla urodzonych w 1986 roku. Do gimnazjum trafiały odtąd trzynastolatki, a kończyły je szesnastolatki. Naukę w podstawówce zmniejszono z ośmiu do sześciu lat, a w liceum i technikum naukę skrócono o rok. To zmieniło programy nauczania. Reforma sprzed kilkunastu lat narzuciła też końcowe egzaminy w każdej z tych szkół (szkoła podstawowa, gimnazjum, szkoła ponadgimnazjalna). Gimnazja to jednak szkoły rejonowe i trafia do nich każdy uczeń zgłoszony przez rodzica.

(mn)