Dramatyczna sytuacja chorych na alzheimera. Mimo kolejnych aktualizacji listy leków refundowanych chorzy wciąż płacą prawie 300 złotych za najbardziej skuteczne w terapii plastry z lekiem. Przed 1 stycznia, kiedy nowa lista refundacyjna weszła w życie, było to kilkadziesiąt złotych. Teraz pacjenci i aptekarze mówią wprost: refundacja jest pozorna. Plastry mogłyby być tańsze, ale przez kilka miesięcy Ministerstwo Zdrowia nie podjęło negocjacji z firmą farmaceutyczną. Chorzy masowo rezygnują więc z terapii.

Niech minister zdrowia zamieni się ze mną na miesiąc i zobaczy, jak się żyje z tą chorobą, Albo kupię jedzenie, albo lekarstwo - mówią opiekunowie ludzi chorych na alzheimera. Z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że od stycznia wielu chorych rezygnuje z leczenia, bo nie stać ich na leki.

Pani Maria z Wrocławia od pięciu lat opiekuje się chorym mężem. Jak mówi, leki zawsze były drogie, ale nigdy aż tak. Jedne leki kosztują 260 złotych, a drugie - 220. Tak że w sumie wydajemy co miesiąc 500 złotych na lekarstwa męża. Mąż ma 1200 złotych emerytury, ja mam 1600. Córka pracuje, to sobie jakoś radzimy, ale oprócz tego mąż jest chory jeszcze na cukrzycę, na serce... Tak że dodatkowo wykupujemy jeszcze leki na te choroby. Nieraz w aptece wydaję 700-800 złotych co miesiąc, w sumie z lekarstwami na cukrzycę i na pamięć właśnie. Jest ciężko, no ale co zrobić...? Tanich leków nie ma. Przedtem były jeszcze zamienniki, można było sobie zamienić na tańszy lek. W tej chwili nie ma, niestety - opowiada pani Maria.

Kobieta przyznaje, że jej mąż nie może przyjmować tabletek, które są tańsze niż plastry. Tabletek nie mogę mu podawać, bo mąż bierze bardzo dużo innych tabletek, więc lekarka powiedziała, że nawet na żołądek i później na co innego szkodzi. Poza tym plastry były lepsze - on lepiej je przyswajał i lepiej się czuł. Ale musiałam zrezygnować z plastrów, nie było mnie już na nie stać. Serce się kraje, no ale co zrobić...? Dobrze, że jeszcze córka pracuje, to pomoże, bo jest jeszcze wolnego stanu. No ale tak, to ciężko - mówi pani Maria.

Dr Elżbieta Toporowska - neurolog z Polikliniki Szpitala Wojskowego we Wrocławiu - przyznaje, że od początku roku większość pacjentów zaczyna wizytę od pytania o ceny leków, samo leczenie jest drugorzędne. To jest bardzo poważny temat i dużo ludzi po prostu rezygnuje z leczenia z powodu ceny leków. Mam pacjentów, którzy mówią wprost: "Pani doktor, nie stać mnie na leczenie - mówi lekarka. Niewątpliwie cena leku to jest temat rozmowy z pacjentem. Bo ja, wypisując lek, muszę mieć pewność, że pacjent będzie ten lek brał, że go stać na wykupienie i w związku z tym, jeżeli cena, o której ja wiem, jest dla niego zaporowa, staramy się znaleźć tańsze leki, jak najtańsze - dodaje.

"Z leczenia rezygnuje 70 procent chorych"

Według profesora Andrzeja Szczudlika, prezesa Polskiego Towarzystwa Alzheimerowskiego, z terapii przy użyciu plastrów musi rezygnować aż 70 procent chorych, którzy wymagają podawania leku właśnie w ten sposób. Problem jest poważny, bo z około 300 tysięcy chorych na alzheimera w Polsce leczenia plastrami wymaga mniej więcej co trzeci. To osoby, które nie mogą przyjmować tabletek albo np. z powodu urojeń odmawiają ich przyjmowania. Oskarżają opiekunów, że ich trują, i wtedy pojawia się problem, jak w ogóle podać lek.

Plastry ułatwiały opiekę i dawały kontrolę nad chorym. Pozwalały unikać wielu objawów niepożądanych, pozwalały opiekunom podawać w regularny sposób lek - podkreśla profesor Szczudlik, dodając, że regularność leczenia jest w przypadku tej choroby kluczowa. Tylko pewność, że lek trafi do pacjenta, daje szanse na zatrzymanie postępu choroby. (W innym wypadku) Widać, jak gwałtownie się załamują. Nie wolno nagle takiego leczenia przerywać - trzeba je kontynuować, dopóki widać jakiś efekt - mówi specjalista.

"Stan kilkudziesięciu tysięcy chorych drastycznie się pogorszy"

Jeśli sytuacja się nie zmieni, stan kilkudziesięciu tysięcy chorych szybko i drastycznie się pogorszy - ostrzega z kolei prof. Tomasz Grodzicki, konsultant krajowy ds. geriatrii.

Problem jest duży nie tyle z punktu widzenia liczby osób, ile z punktu widzenia indywidualnego pacjenta, który nie toleruje leków podawanych doustnie, ma objawy uboczne. Lek w plastrze jest dobrze tolerowany i przez tą grupę osób przyjmowany - podkreśla profesor. Przestrzega, że jeśli leki nie potanieją, chorzy, którzy będą zmuszeni przerwać terapię, staną się pacjentami przede wszystkim domów opieki, domów dla przewlekle chorych, hospicjów, oddziałów internistycznych, oddziałów geriatrycznych. Będą stanowili również obciążenie dla rodzin, bo w wielu przypadkach rodziny będą poświęcały swój czas, rezygnowały z pracy, żeby się najbliższym członkiem rodziny z chorobą zająć bardziej niż do tej pory.