Na ceremonię przyznania Janowi Karskiemu Prezydenckiego Medalu Wolności w Stanach Zjednoczonych nie została zaproszona jego krewna - Wiesława Kozielewska-Trzaska. Mieszkająca w Gdańsku kobieta jest bratanicą Karskiego. Jak mówi, nie poinformowano jej o przyznaniu stryjowi medalu. O wszystkim dowiedziała się z mediów, podobnie jak i o skandalu podczas ceremonii. Podczas odbywającej się w Białym Domu gali Barack Obama użył określenia "polski obóz śmierci".

Dodatkowym skandalem było zignorowanie przez polskie i amerykańskie władze żyjącej w naszym kraju krewnej bohatera drugiej wojny światowej. Nasz trójmiejski reporter Kuba Kaługa rozmawiał z doktor Wiesławą Kozielewską-Trzaską, na temat niezaproszenia jej na ceremonię do USA.

Kuba Kaługa: Kim dla pani jest Jan Karski?

Wiesława Kozielewska-Trzaska: Jan Karski jest moim stryjem, bratem mojego ojca Stefana i jednocześnie moim ojcem chrzestnym.

A czy ktoś do pani się zwrócił z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, z władz państwowych?

Nikt. Dowiedziałem się tylko z mediów, że będzie przyznany taki medal. Już dawno temu, ale nikt się do mnie nie zgłosił.

I co pani pomyślała wtedy, kiedy dotarły te informacje z mediów?

Nie będę już tego pytania komentować.

Rozumiem, że oburzenie…

No pewnie.

Czy bardziej przykrość?

I jedno i drugie.

A co pani pomyślała, słysząc o tej fatalnej wpadce prezydenta Obamy?

To są sprawy polityczne, w które się już nie chcę mieszać. Natomiast tych wpadek było z tamtej strony mnóstwo, bo przecież my kilka razy żeśmy dementowali to, że nie Polska, nie polskie, tylko w Polsce, a to jest szalona różnica, ale nie chcę tego komentować.

Oczywiście, ale prezydent Stanów Zjednoczonych… tym bardziej jest to bulwersujące.

Tak, ale to jest wina osób przygotowujących tę wypowiedź.

Gdyby pani wczoraj była tam na sali, jakby pani się zachowała słysząc takie słowa?

Na pewno bym jakoś skomentowała, aczkolwiek mówię, w polityczne sprawy absolutnie nie chcę się mieszać.

Niemniej jednak tu nie da się uciec od polityki. A te głosy, że najbliżsi krewni nie żyją…?

Tak… No to jest skandal. Bo teraz jest taka łatwość znalezienia kogoś, że nie wiem dlaczego tak powiedziano. Tym bardziej, że są i dalsi krewni. Jeszcze żyje jego stryjeczna siostra w Łodzi, która 13 maja skończyła 100 lat. Jest sprawna umysłowo absolutnie. Później żyje dalsza rodzina, ze strony matki Karskiego. To są już jacyś dalsi kuzyni, ale żyją. Ja jestem właściwie najbliższą krewną.

Widzę, że pani w świetnej kondycji. Pacjenci są przyjmowani, chyba by nie było problemów natury zdrowotnej, żeby pojechać?

Na pewno nie.

Gdyby się ktoś zwrócił z takim zapytaniem, czy pani by ten medal chciała odebrać, wyraziłaby pani chęć?

Wie pan, to taki wielki zaszczyt, że pewnie tak. A w ogóle to bym chciała, żeby ten medal znalazł się w gabinecie Karskiego w Łodzi, w muzeum, gdzie są inne jego medale. Tam jest chyba to miejsce.

Wrócę do tej wpadki prezydenta Obamy. Jak Polska strona powinna się teraz zachować?

Nie chcę się na ten temat wypowiadać, naprawdę.

A pani - jako najbliższa krewna - będzie wysłać może jakieś pismo do ambasadora USA w tej sprawie?

Nie będę. Ponieważ jestem nieobecna wśród żyjących, nie będą w ogóle komentować.

Skandaliczne jest jednak to, że polskie władze, nie wykazały się tutaj należytą starannością. Może ktoś inny, niekoniecznie pani, ale kogoś innego z rodziny pytano?

Nikogo. Nikogo. Wczoraj właśnie dzwoniła ta moja kuzynka 100-letnia i była oburzona! Oburzona, że nikt nas nie zawiadomił.