Po ponad czterech miesiącach śledztwa prokuratura z Zakopanego postawiła pierwsze zarzuty związane ze śmiertelnym wypadkiem w Białce Tatrzańskiej. W marcu dwie osoby: 70-letnia kobieta i jej 7-letni wnuczek zostały przygniecione ozdobną bramą. Babcia zmarła na miejscu, chłopiec kilka dni później w szpitalu. Zarzuty w tej sprawie usłyszał właśnie jeden z członków zarządu spółki prowadzącej sąsiadujący z bramą hotel - dowiedział się reporter RMF FM.

(To) zarzuty zaniechania utrzymania budowli w odpowiednim stanie technicznym, co skutkowało jej zawaleniem się i przygnieceniem tych dwóch osób, tj. m.in. z art. 155 Kodeksu karnego (nieumyślne spowodowanie śmierci - przyp.red.). Zarzuty zostały ogłoszone wczoraj. Osoba przesłuchiwana w charakterze podejrzanego nie przyznała się do zarzucanego jej czynu i złożyła wyjaśnienia. (...) Czyn zagrożony jest karą do 5 lat pozbawienia wolności - poinformował prokurator Rafał Porębski.

Jak dowiedział się reporter RMF FM Maciej Pałahicki - osoba, której postawiono zarzuty to jeden z członków zarządu spółki prowadzącej sąsiadujący z bramą hotel.

12 marca silny podmuch wiatru przewrócił bramę na przechodzącą obok 70-letnią kobietę i jej 7-letniego wnuka. Kobieta zginęła na miejscu. Chłopiec został zabrany śmigłowcem do szpitala w Krakowie. Zmarł kilka dni później.

Konstrukcja, która przewróciła się na babcię i wnuczka była ozdobną bramą-szyldem z napisem: "Witojcie na Bani". Miała ok. 3 metrów wysokości. Jak się okazało - brama upadła, bo przegniły podtrzymujące ją belki. To z kolei było efektem błędów w sztuce budowlanej.

Z ustaleniem wielu faktów w tej sprawie od początku było sporo problemów. Nikt nie chciał przyznać się do postawienia bramy, jedna jej podpora stała na gruncie prywatnym, a druga na działce należącej do funduszu inwestycyjnego. Trudno było też znaleźć wykonawcę konstrukcji.

Z nieoficjalnych informacji wynikało, że brama powstała prawdopodobnie spontanicznie na powitanie oficjalnych gości otwarcia Term Bania w 2011 roku. Potem była przebudowywana i modernizowana. Ponadto - została postawiona bez zezwolenia. Sprawa samowoli budowlanej już się jednak przedawniła.

Śledztwo w sprawie wypadku trwa od ponad 4 miesięcy. Na początku czerwca prokurator prowadzący sprawę tłumaczył, że ciągle pojawiają się nowe okoliczności i nowe osoby, które trzeba przesłuchać. Prokuratura badała, kto zlecił postawienie "witacza" i kto był odpowiedzialny za jego konserwację. Znaleziono też wykonawcę bramy, ale w trakcie jego przesłuchania okazało się że były osoby, które ją po jakimś czasie przerabiały. Także tych świadków trzeba było przesłuchać.

(ak)