Starszy ogniomistrz Krzysztof Zahorowski z Białegostoku, który przez telefon instruował przerażonych rodziców czterolatka, jak przeprowadzić reanimację, został nagrodzony. Dostał pieniądze od ministra spraw wewnętrznych i komendanta miejskiego straży pożarnej, a także strój Supermana od wojewody podlaskiego.

Teraz się dowiedziałem, że ręce mi chodziły jak przysłowiowa galareta. Sam tego nie widziałem. Nie odczuwałem jakiegoś wielkiego ciśnienia, chociaż jak usłyszałem w słuchawce westchnienie dziecka, odruch taki, że jednak przeżyje i ze mnie też uszło powietrze - tak wspomina swoją rozmowę z matką chłopca Zahorowski. Strażak podkreśla, że jest ratownikiem medycznym i doświadczenie zdobywał w pogotowiu ratunkowym podczas wyjazdów. Wszystko to pewnie pomogło mi w wydawaniu poleceń, jak się okazało - trafnych. Pozwoliło mi to też na opanowanie swoich emocji - uważa.

"Nie jestem bohaterem"

Krzysztof Zahorowski podkreśla, że nie czuje się bohaterem. Jestem spokojnym człowiekiem, popełniającym błędy. Bohaterowie kiedyś byli na wojnie, bohaterami mogą być moi koledzy, którzy wyjeżdżają do zdarzeń, narażają życie. Ja tylko odbieram telefony, rozmawiam z ludźmi - podkreśla. I dodaje, że na szczęście nie odbiera wielu tak dramatycznych telefonów. Były jakieś telefony również spanikowanych osób, lecz dotyczyły czegoś innego, nie takiego bezpośredniego zagrożenia - mówi.

Staram się być opanowany, spokojny, chociaż czasami dzieci wyprowadzą z równowagi i wtedy jest wybuch, ale jestem raczej spokojny - dodaje.

Dramatyczne sceny rozegrały się w piątek po południu

W piątek po południu czteroletni chłopiec z Barszczewa na Podlasiu przestał oddychać. Jego rodzice dodzwonili się do dyspozytora straży pożarnej. Mężczyzna natychmiast wysłał na miejsce zdarzenia pogotowie. Później przez kilkanaście minut instruował roztrzęsionych rodziców, jak mają postępować z dzieckiem. Spokojnie. Niech mi pani mówi, co się dzieje. Proszę udrożnić drogi oddechowe, odchylić głowę do tyłu i wykonać oddechy - mówił matce dziecka strażak. Precyzyjnie tłumaczył, jak przeprowadzać kolejne czynności reanimacyjne. Dzięki jego radom w momencie przyjazdu pogotowia chłopiec już oddychał. Trafił do szpitala na obserwację.