Skwaszone miny i wymuszone deklaracje o patriotyzmie – to jedyny efekt spotkania premiera Kazimierza Marcinkiewicza z szefem PO, Donaldem Tuskiem. Wcześniej mówiło się, że rozmowa ta może być zaczątkiem koalicji PO-PiS.

Spotkanie, o którym mówiło się, że może otworzyć drogę do współpracy obu partii, zakończyło się przed godziną 14. Obaj politycy byli dość powściągliwi w ocenach ustaleń. Premier Marcinkiewicz wyraził nadzieję, że „będą omawiane dalsze prace związane z budżetem”. - Może tyle - podsumował.

Równie oszczędnie dozował słowa szef PO. Jeśli w naszym otoczeniu, zarówno pana premiera, jak i moim, znajdziemy równie dużo optymistów i ludzi dobrej woli, to może będą jakieś dobre wiadomości. Jeśli nie dziś, to za jakiś czas - powiedział po spotkaniu Tusk.

Albo porządna koalicja, albo wybory - tak skomentował spotkanie premiera i szefa PO Jarosław Kaczyński, prezes PiS. - Uważamy, że lepiej byłoby rozwiązać sprawy w tym parlamencie i ciągle widzimy taką możliwość - stwierdził szef Prawa i Sprawiedliwości. Zastrzegł jednak, że jego partia nie boi się wcześniejszych wyborów.

Przed spotkaniem politycy PO mówili, że dla nich to próba: Donald Tusk idzie sprawdzić, czy więcej w tej chwili jest w PiS-ie i rządzie Kazimierza Marcinkiewicza socjalizmu solidarnościowego czy więcej jest liberalizmu chrześcijańskiego, o którym mówi Zyta Gilowska - mówił przed spotkaniem Bronisław Komorowski.

Jeśli ta próba wypadłaby korzystnie, to według polityka PO, będzie można określać zasady współpracy. Te warunki sformułuje Donald Tusk wobec premiera. Jaka będzie odpowiedź, zobaczymy. Być może będzie tak, jak mówił Adam Bielan, że odpowiedź będzie jedna: wojna.

Poparcie PO może być kluczowe w zaplanowanym na sobotę głosowaniu nad budżetem. Rząd przyjął do niego autopoprawkę - ma skorygować między innymi skutki ustawy o becikowym, czekającej na podpis prezydenta. Koszt wejścia w życie ustawy szacowany jest na ok. 300-400 milionów złotych.