Mimo nacisków, administracja prezydenta USA wciąż waha się z decyzją o wysłaniu amerykańskich sił pokojowych do Liberii. Wojna domowa pochłonęła tam życie setek cywilów. Trzy amerykańskie okręty z ponad 2 tys. żołnierzy wypłynęły już jednak na Morze Śródziemne i czekają na rozkazy.

Sytuacja w Liberii pogarsza się z dnia na dzień. W stolicy kraju Monrowii praktycznie nie ma już wody pitnej. Pracownicy organizacji humanitarnych przestrzegają, że w każdej chwili może dojść do wybuchu epidemii cholery, a także innych chorób. Ciągła wymiana ognia na ulicach miasta sprawia, że trudno dotrzeć z pomocą do tysięcy ludzi stłoczonych w kościołach, szkołach i innych tymczasowych schronieniach.

Prezydent USA parokrotnie sugerował, że nie wyklucza interwencji militarnej, co rozbudziło nadzieje w Afryce. Zdaniem specjalnego wysłannika ONZ do Liberii, Ameryka ma szczególne zobowiązania wobec tego kraju, ponieważ został założony w XIX wieku przez uwolnionych z USA murzyńskich niewolników.

Moim zdaniem konieczna jest obecność Amerykanów, właśnie z powodu związków USA z Liberią. Są zresztą przykłady które to potwierdzają: brytyjska obecność w Sierra Leone, czy francuska na Wybrzeżu Kości Słoniowej zdecydowanie wpłynęły na poprawę sytuacji w tych państwach - mówił Jacques Klein.

10:45