Sąd okręgowy w Warszawie na 25 lat więzienia skazał Jakuba K., nazywanego przez media "akwarystą", który w listopadzie 2016 roku brutalnie zamordował młodą kobietę w podwarszawskim Kontancinie-Jeziornej. Jej zwłoki ukrył w walizce.

Jednocześnie Jakub K. ma zapłacić po 80 tys. zł zadośćuczynienia rodzicom ofiary. Proces toczył się z wyłączeniem jawności. Niejawne było także ustne uzasadnienie poniedziałkowego wyroku.

Orzeczenie jest nieprawomocne. Po wyjściu z sali sądowej obrońca Jakuba K. nie rozmawiała z dziennikarzami.

Prokuratura składała surowszy wniosek, ponieważ żądaliśmy kary dożywotniego pozbawienia wolności. Na tym etapie wydaje mi się, że kara 25 lat pozbawienia wolności nie jest karą łagodną. Ostateczną decyzję co do ewentualnej apelacji podejmiemy po uzyskaniu pisemnego uzasadnienia wyroku - powiedział natomiast dziennikarzom prok. Adam Karbowski.

Pełnomocnik bliskich zamordowanej mec. Bartłomiej Pietruszka zaznaczył w rozmowie z mediami, że orzeczenie "będzie podlegać analizie po uzyskaniu pisemnych motywów wyroku". W tej chwili najważniejszy jest interes rodziny, którą reprezentuję, i szanując jej prywatność muszę się powstrzymać od szerszego komentarza - dodał.

Akt oskarżenia w tej sprawie Prokuratura Okręgowa w Warszawie przesłała do Sądu Okręgowego w Warszawie jesienią zeszłego roku. Do zabójstwa doszło w nocy z 7 na 8 listopada 2016 roku.

Jak informowała kilka miesięcy temu prokuratura, mężczyzna przyznał się do winy i złożył w śledztwie obszerne wyjaśnienia. Jest oskarżony o zabójstwo Agnieszki K., a także kradzież przedmiotów i dokumentów, które do niej należały - mówił PAP w listopadzie zeszłego roku rzecznik prokuratury prok. Łukasz Łapczyński.

W poniedziałek sąd uznał Jakuba K. za winnego przywłaszczenia dokumentów, za co wymierzył mu 10 miesięcy więzienia, zaś uniewinnił go od zarzutu bezprawnego przewiezienia dowodu osobistego ofiary do Szwecji. Rozstrzygnięcia odnoszące się do tych zarzutów nie miały wpływu na łączny wymiar kary 25 lat więzienia.

Z ustaleń śledztwa wynikało, że Jakub K. znał swoją ofiarę od dłuższego czasu - prokuratorom mówił, że od czterech lat. Poznali się w sklepie zoologicznym, w którym pracował; przyjeżdżał do niej, by czyścić akwarium - stąd też m.in. przydomek nadany mu przez media. Jak wyjaśniał po zatrzymaniu, feralnego dnia pokłócił się z kobietą. Najpierw uderzył ją dwa razy w głowę - pałką, potem brutalnie udusił. Zwłoki włożył do walizki i przewiózł do swojego domu w Belsku Dużym (woj. mazowieckie); ukrył je w pomieszczeniu gospodarczym.

Mężczyznę zatrzymano w Świnoujściu, na promie "Polonia", kiedy wracał ze Szwecji. Dopiero wówczas - 19 listopada 2016 roku - odnaleziono też ciało jego ofiary.

W tej sprawie prokuratura powołała biegłych m.in. z zakresu badań genetycznych, chemicznych, toksykologii i daktyloskopii. Mężczyzna został też poddany obserwacji sądowo-psychiatrycznej; biegli stwierdzili, że Jakub K. w chwili zabójstwa był poczytalny. Śledczy nieoficjalnie podkreślali, że dowody zebrane w sprawie nie wskazywały na motyw seksualny. Media pisały o kłótni między 26-letnim sprawcą i 36-letnią ofiarą, kobieta miała powiedzieć coś - co w przekonaniu sprawcy - poniżyło go.

(az)