Rosną naciski na prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmę. Tysiące osób demonstrowało wczoraj i dzisiaj w Kijowie domagając się jego ustąpienia.

Dzisiaj w Kijowie demonstrowało 5 tysięcy osób. Manifestanci żądali ustąpienia Leonida Kuczmy. Na niesionych przez nich transparentach widniały hasła "Koniec z Kuczmą" i "Ukraina - państwem policyjnym". Przeciwnicy prezydenta zarzucają mu malwersacje i zastraszanie opozycji. Ich zdaniem Kuczma zlecił porwanie i zabicie lewicowego dziennikarza Georgija Gongadze.

Kuczma stara się załagodzić konflikt z opozycją. Zdymisjonował już szefa służby bezpieczeństwa Leonida Derkacza, który jest jedną z głównych postaci tak zwanej "afery kasetowej". Chodzi o nagrania rozmów z prezydenckiego gabinetu, z których wynika, że Kuczma zlecił swoim podwładnym - w tym właśnie Derkaczowi - porwanie i zabójstwo dziennikarza Gieorgija Gongadze. Na łamach weekendowego wydania brytyjskiego dziennika "The Financial Times" Kuczma twierdzi jednak, że rzekome dowody zostały sfabrykowane. Jego zdaniem, podsłuch założyły dobrze zorganizowane siły, dysponujące dużymi pieniędzmi. Na łamach "The Financial Times" Leonid Kuczma kategorycznie zaprzecza stawianym mu zarzutom. Według niego taśmy są montażem kilku rozmów, najprawdopodobniej nagranych w jego biurze. Kuczma czytamy w "The Financial Times" nie ma pojęcia w jakim celu wywołano ten skandal. Odrzuca jednocześnie teorię, iż innym państwom takim jak np. Stanom Zjednoczonym czy Rosji zależałoby na skompromitowaniu jego osoby. "Mogę przysiąc na Biblię i na Konstytucję, że nie poleciłem nikomu zniszczyć tego człowieka" - powiedział brytyjskiej gazecie prezydent Kuczma. "Niewykluczone, że jego nazwisko padło w rozmowach, ale daje słowo, że nawet tego dziennikarza nie znałem" - dodał. Obecnie autentyczność taśm z głosem prezydenta badają eksperci na zachodzie.

Gongadze był dziennikarzem internetowej gazety krytycznej wobec Kuczmy. We wrześniu ubiegłego roku zniknął w tajemniczych okolicznościach. Półtora miesiąca później znaleziono jego zwłoki.

15:35