Dziś w sądzie federalnym na Manhattanie rozpoczął się proces przeciwko podejrzanym o udział w zamachach bombowych w 1998 roku na ambasady USA w Kenii i Tanzanii.

W wyniku wybuchu w ambasadzie USA w Nairobi w Kenii zginęło 213 osób, a 4,5 tysiąca zostało rannych. W stolicy Tanzanii, Dar es Salam, poniosło śmierć 11 osób, a 85 zostało rannych. Według prokuratorów był to spisek, kierowany przez Osamę bin Ladena według zasady: "Muzułmanie powinni zabijać Amerykanów gdziekolwiek mogą ich znaleźć".Procesowi towarzyszą wyjątkowe środki bezpieczeństwa. Przed sądem stanie czterech terrorystów, podejrzanych o zamach. Znaleźli się oni wśród 22 osób podejrzanych o udział w spisku. Jeden z nich, Wadih el-Hage, był sekretarzem osobistym bin Ladena. Pięciu oskarżonych czeka na proces w Nowym Jorku, a trzech oczekuje na ekstradycję z Wielkiej Brytanii. Jeden z zamachowców przyznał się do winy. Trzynastu zamachowców wciąż pozostaje na wolności, w tym sam Osama bin Laden. Ukrywa się on najprawdopodobniej w Afganistanie. Jest na liście 10 osób najbardziej poszukiwanych przez FBI.

Dziś rozpoczęło się przepytywane kandydatów na członków ławy przysięgłych. Może to potrwać kilka tygodni. Sędzia federalny Leonard Sand nie zezwolił mediom i publiczności na udział w tej części procesu. Pytania, na które mają odpowiedzieć kandydaci, są bardzo osobiste i dotyczą nawet szczegółów intymnych z życia rodzinnego. Sędzia uznał również, że obecność mediów i publiczności mogłaby wpłynąć na szczerość odpowiedzi kandydatów na przysięgłych w kwestii stosunku do kary śmierci. Dwóm z sądzonych terrorystów grozi bowiem najwyższy wymiar kary. Proces nie będzie krótki bowiem prokuratorzy zamierzają przesłuchać w czasie procesu około stu świadków z sześciu krajów. W procesie wykorzystane mają być nagrania telefoniczne i dane komputerowe.

00:05