W stan najwyższej gotowości postawione zostały amerykańskie siły zbrojne, stacjonujące w rejonie Zatoki Perskiej. Stany Zjednoczone zdecydowały się na ten krok w obawie przed atakiem terrorystycznym. Jego organizatorem miałby być saudyjski milioner Osama bin Laden.

Informacje na temat możliwego ataku pochodziły z trzech źródeł. Pentagon uznał je za prawdopodobne, przerwał ćwiczenia marines w Jordanii i nakazał by wszystkie okręty wojenne, stacjonujące w regionie, wypłynęły w morze. Wcześniej Departament Stanu ostrzegł Amerykanów za granicą by zachowali szczególną ostrożność – ze względu na bezpieczeństwo zamknięto kilka ambasad w Afryce. Zagrożenie miałoby się wiązać z niedawnym skazaniem 4 terrorystów za zamachy na ambasady w Kenii i Tanzanii, a także oskarżenie 14 osób o udział w zamachu w Arabii Saudyjskiej. Piąta rocznica tego zamachu przypada w najbliższy poniedziałek i właśnie wtedy planowana akcja terrorystów miałaby dojść do skutku. Ostrzeżenia nie określały możliwego miejsca ataku – uznano jednak, że rejon Zatoki Perskiej jest najbardziej zagrożony. Od czasu ataku na USS "Cole" Pentagon nie chce ryzykować podobnych zdarzeń. W zamachu na amerykański niszczyciel, jesienią ubiegłego roku, zginęło 17 marynarzy. W burtę okrętu uderzyła łódź wypełniona materiałami wybuchowymi. Amerykanie twierdzą że atak był dziełem terrorystów związanych z bin Ladenem.

Na zdjęciu: Osama bin Laden

08:55