Nie będzie przerwy w procesie Grudnia '70. Sąd Okręgowy w Warszawie postanowił sprawę prowadzić bez udziału jednego z głównych oskarżonych Stanisława Kociołka. Były wicepremier PRL-u przebywa w szpitalu. Odroczenia procesu o 3 miesiące domagała się obrona gen. Wojciecha Jaruzelskiego. To mogło oznaczać rozpoczęcie procesu od nowa.

Nad procesem wisiała groźba przerwy. Oskarżony o przyczynienie się do masakry robotników na Wybrzeżu b. wicepremier PRL przeszedł w klinice operację. Lekarze orzekli, iż Kociołek musi poddać się rehabilitacji, która potrwa co najmniej 3 miesiące.

W związku z tym obrona gen. Jaruzelskiego poprosiła o odroczenie procesu o 3 miesiące. Mecenas Jan Borowicz argumentował, że Stanisław Kociołek jest kluczową postacią w procesie i powinien się stawiać na każdej rozprawie. Twierdził, że domaga się takiej decyzji sądu dla dobra sprawy. Ale czy na pewno?

Jeśli sąd ogłosiłby trzymiesięczną przerwę, każdy z oskarżonych miałby prawo zażądać ponownego rozpoczęcia procesu.

Kociołek długo nie zgadzał się na kontynuowanie procesu, dziś nieoczekiwanie zmienił zdanie. Jego mecenas zasugerował sądowi, by podczas nieobecności Kociołka nie zajmować się wydarzeniami z Gdyni i Gdańska, a wzywać świadków wydarzeń w Szczecinie. Prokurator przychylił się do tego.

W grudniu 1970 roku, podczas tłumienia przez milicję i wojsko robotniczych protestów przeciw drastycznym podwyżkom cen, zginęły 44 osoby. Nigdy nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności.

Dziś przed sądem stanęli: były wicepremier Stanisław Kociołek, były szef MON generał Wojciech Jaruzelski i jego zastępca generał Tadeusz Tuczapski oraz byli dowódcy wojskowi różnych szczebli: Stanisław Kruczek, Mirosław Wiekiera, Wiesław Gop i Bolesław Fałdasz. Wszystkim grozi dożywocie. Odpowiadają z wolnej stopy.

foto Archiwum RMF

06:00