Informacje z Londynu przywołują w pamięci wydarzenia z Madrytu i Moskwy, gdzie półtora roku temu doszło do zamachów. W obu miastach zginęło wtedy prawie 240 osób. Również Amerykanie przypominają sobie wydarzenia w World Trade Center.

W Madrycie 11 marca 2004 r. w 4 pociągach eksplodowało 10 bomb. Zginęły 192 osoby, prawie 2 tysiące zostało rannych. Ładunki wybuchowe podłożyli islamscy terroryści. Do zamachu doszło w godzinach porannego szczytu. Do tej pory był to najokrutniejszy zamach w nowożytnej historii Europy.

Zorganizowano go na trzy dni przed wyborami parlamentarnymi w Hiszpanii. Terrorystom zależało przede wszystkim na tym, by doprowadzić do wycofania się Hiszpanii z Iraku. I udało im się to w stu procentach.

Również w Rosji w lutym 2004 r. w moskiewskim metrze doszło do potężnego zamachu, w którym zginęło prawie 50 osob. Rosja od dawna jest krajem, który stał się celem terrorystow. Dlatego moskiewskie władze wprowadziły specjalne zabezpieczenia w okolicach metra.

Przy wejściach na stacje metra, zwłaszcza w godzinach szczytu, bardzo często widać patrole milicji i firm ochroniarskich, którzy strzegą spokoju pasażerów. Jednak większe nadzieje władze wiążą z całym systemem kamer wideo, które śledzą ludzi korzystających z kolei podziemnej. Psycholodzy sądzą bowiem, że ewentualny zamachowiec będzie zachowywał się nerwowo i w ten sposób się zdradzi. Ponadto pasażerowie sami zwracają uwagę na podejrzanych ludzi i wzywają patrole milicji. Ale specjaliści sądzą, że bez rozbudowanej sieci agenturalnej służby specjalne nie są w stanie zapobiec kolejnym zamachom.

Podobne zabezpieczenia zostały wprowadzone w Stanach Zjednoczonych. Jak podkreślają amerykańscy komentatorzy, zamach w Londynie można było przewidzieć, bo Wielka Brytania to bliski sojusznik Ameryki w Iraku.