W sześć dni po tragicznym trzęsieniu ziemi w zachodnio-indyjskim stanie Gudżarat ratownicy wydobyli spod gruzów zawalonych budynków dwie żywe osoby - 102-letnią kobietę i 13-letnią dziewczynkę.

Małą Priyankę Thakar, odkopali wczoraj rano tureccy ratownicy w mieście Bhudż. Z informacji, podanych w Delhi wynika, że dziewczynka nie odniosła niemal żadnych obrażeń. W pobliskiej miejscowości Bachao, całkowicie zniszczonej przez wstrząsy, kilka godzin wcześniej wydobyto spod gruzów domu 102-letnią Vedżi Bhen. Staruszka była w stanie szoku i miała trudności z oddychaniem. Zdaniem pracujących na miejscu ekip ratowniczych, oba przypadki graniczą z cudem - z dnia na dzień maleją szanse znalezienia w strefie trzęsienia dalszych żywych ludzi. Rośnie natomiast groźba wystąpienia epidemii, zagrażającej tym, którym udało się przeżyć kataklizm. Tysiące osób w rejonie dotkniętym kataklizmem już szóstą noc spędziło pod gołym niebem przy temperaturze zaledwie kilku stopni Celsjusza. Najgorzej jest w mieście Bhudż, w pobliżu epicentrum piątkowych wstrząsów. Zniszczenia są tak ogromne, że praktycznie nie pozostał tam ani jeden cały i nieuszkodzony budynek. Ludzie nie mają się gdzie podziać. Na ulicach, wśród ruin co kawałek widać niewielkie płonące ogniska. Namiotów jest jak na lekarstwo. Ludzie są załamani perspektywą życia w takich warunkach przez co najmniej kilka najbliższych tygodni, jeśli nie miesięcy. Skarżą się też, że pomoc nie nadchodzi: "Nawet jeśli przejeżdża jakaś ciężarówka z pomocą, wyrzucają z niej jedzenie w naszym kierunku tak jakbyśmy byli psami. Jest strasznie zimno, nie mamy się nawet jak porządnie ogrzać. Nie wiem jak przetrwają nasze dzieci. Jeśli tu zostaniemy - zginiemy".

Wkrótce dotrą na miejsce

Pomocą tym ofiarom zajmą się polscy ratownicy, którzy dotarli już do Indii. Przywieźli pomoc humanitarną z Caritasu i PCK. Zorganizują ambulatorium. Razem z ratownikami jest tam specjalny wysłannik RMF FM Robert Kalinowski. Po 10 godzinach dogadywania się ze źle zorganizowaną stroną indyjską, ekipa polskich ratowników w końcu wyruszyła w kierunku miasta Bhudż, najbardziej potrzebującego pomocy i znajdującego się w samym epicentrum tragedii. Zdaniem zniecierpliwionego dowódcy polskiego oddziału Macieja Chaloty tak naprawdę dopiero na miejscu okaże się w jakim stopniu przyda się jeszcze pomoc naszych ratowników. Na pewno czeka ich długa droga, a w Budż będą późnym wieczorem czasu lokalnego. W konwoju jedzie z Polakami grupa pracowników południowoafrykańskich. Są także trzej Francuzi, którzy w panującym bałaganie zgubili swoich towarzyszy. Posłuchaj relacji Roberta Kalinowskiego:

Grupa ratowników odleciała do Indii z Warszawy wczoraj po południu. Jak powiedzieli są przygotowani na to, co mieści się w ich dotychczasowych doświadczeniach, wiedzy i wyobraźni:

Do Ahmedabadu stolicy dotkniętego trzęsieniem ziemi stanu Gudżarat ciągle przybywają nowe ekipy ratownicze. Razem z Polakami przybyli np. strażacy z południowej Afryki. Są jednak i tacy, którzy już wracają. Polscy ratownicy dołączą do ratowników i pracowników Czerwonego Krzyża z innych państw, w tym między innymi z Niemiec, Finlandii, Belgii i Stanów Zjednoczonych. W Budżu powstał największy w historii Czerwonego Krzyża szpital polowy. Dziennie przyjmuje on niemal dwa tysiące poszkodowanych. Według źródeł rządowych w piątkowym trzęsieniu ziemi w Indiach zginęło około 100 tysięcy osób, dalsze 600 tysięcy pozostaje bez dachu nad głową.

foto EPA

00:00