Kryzys zaciągnął hamulec w polskiej gospodarce. W pierwszym kwartale wzrost naszego PKB stopniał z 4,3 procent do 3,5 procent. Te bardzo niepokojące dane opublikował Główny Urząd Statystyczny.

Z wyliczeń GUS wynika, że Polakom kończą się pieniądze. Nasze oszczędności, co widzimy po grubości portfeli każdego dnia, są na rekordowo niskim poziomie. Wobec tego ograniczamy konsumpcję, czyli wydajemy coraz mniej. W konsekwencji sklepy mają mniej pieniędzy na zatrudnianie nowych pracowników i na inwestycje.

Pieniądze wyczerpały się także w kasie państwa. Rząd i samorządy ograniczają więc inwestycje, co widać po kondycji większych firm - zwłaszcza budowlanych, które również zwalniają obroty, często kosztem pracownika.

Widać, że coś się stało, ten optymizm przedsiębiorców gdzieś wyparował. W związku z tym my przewidujemy spowolnienie PKB na koniec roku do 2 procent - mówi ekonomista Ernest Pytlarczyk z BRE Banku.

Rząd bardziej optymistyczny

Rząd oficjalnie zachowuje większy optymizm i prognozuje na koniec roku wzrost PKB na poziomie 2,5 procent.

Tempo wzrostu naszej gospodarki w kolejnych kwartałach będzie zależało od tego, co wydarzy się w Grecji po wyborach 17 czerwca. Wtedy powinno stać się jasne, czy Ateny pozostaną w strefie euro. Ważna jest kondycja największych gospodarek Unii, w tym głównie Niemiec. Sporo będzie też zależało od naszych przedsiębiorstw: czy zdołają być konkurencyjne także na innych rynkach, poza Unią Europejską.

Dzisiaj trudno myśleć o rozwoju bez współpracy z gospodarkami najszybciej rozwijających się krajów, czyli Chin i Indii, a także z krajami północnej Afryki, w których sytuacja powoli się stabilizuje i mogą one być wielką szansą dla naszych firm - dodaje doradzająca premierowi ekonomistka Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.