Coraz więcej głosów pojawia się w chórze krytyków wejścia Polski do Unii Europejskiej. PSL wykorzystuje to w rozgrywkach wewnątrzkoalicyjnych. Chce się pokazać jako partia, która chce integracji, ale równocześnie broni interesu polskich rolników. Sprzeczność? Ależ nie! Czego się nie robi dla zyskania popularności...

Dopłaty za niskie, limity za małe, VAT na materiały rolnicze za wysoki - to tylko kilka punktów z długiej listy zarzutów stawianych Unii Europejskiej przez ministra rolnictwa Jarosława Kalinowskiego. Wicepremier nie owija w bawełnę i coraz głośniej mówi, że jeśli Piętnastka swej oferty nie zmieni, on powie Unii „nie”. To nie jest propozycja, która może dać gwarancje, że nasze rolnictwo sprosta konkurencji.

Według komentatorów sprzeciwy ludowców wynikają ze świadomości, że prący do Unii SLD nie ma szans na zdobycie istotniejszego poparcia na wsi.

Skoro tak, to za sukces, jakim będzie wstąpienie do UE, gotów będzie przystać na krzywdzące rolników warunki finansowe. Polityczną cenę za ich przyjęcie zapłaci i tak nie lewica, tylko koalicyjny PSL. Ta partia klasowa, godząc się na warunki Unii, musiałaby zdradzić swą klasę.

Jedynym wyjściem jest więc dla PSL walka o lepsze warunki akcesji i dystansowanie się od przyjmowania tego, co Unia już daje.

Jarosław Kalinowski nie mówi wprost o wyjściu z koalicji, mówi: Znak zapytania, czy dalej możemy funkcjonować w rządzie, który na takich warunkach chciałby wprowadzać Polskę do Unii.

W szeregach SLD szanse na istnienie za miesiąc koalicji rządowej z PSL ocenia się na 70 proc. Sekretarz generalny Sojuszy pytany dlaczego te szanse są tak małe odpowiada: Tak duże...

Foto: Archiwum RMF

03:20