Grupa zachodnich banków ogłosiła niewypłacalność firmy naftowej Jukos. Finansiści uważają, że spółka nie spłaci miliarda dolarów kredytu udzielonego w zeszłym roku. Na takie wieści błyskawicznie zareagowała giełda; akcje Jukosu spadły aż o 11,5 procent.

Przedstawiciele konsorcjum banków twierdzą, że nie będą się na razie domagać natychmiastowej spłaty kredytu i nie ogłoszą bankructwa Jukosu.

Zawiadomienie o niewypłacalności, które otrzymała spółka, pozwala bankom wszcząć postępowanie sądowe w sprawie zwrotu kredytu i przede wszystkim daje im możliwość zapewnienia sobie dobrego miejsca na liście wierzycieli w przypadku upadłości spółki.

Bankierzy zaniepokoili się zeszłotygodniowymi działaniami rosyjskich władz, które zaczęły egzekwować wyrok sądowy w sprawie zaległych podatków Jukosu na sumę prawie 3,5 miliarda dolarów, a oprócz tego zgłosiły pretensje na kolejne ponad 3 miliardy. Firma nie ma takich pieniędzy i może w ciągu kilku tygodni zbankrutować lub zostać znacjonalizowana

Koncern jest w kłopotach od ubiegłego roku, kiedy aresztowano jego dwóch głównych akcjonariuszy - Płatona Lebiediewa i Michaiła Chodorkowskiego. Zarówno Chodorkowski, twórca potęgi Jukosu, jak i Lebiediew, jego prawa ręka, są oskarżeni o przestępstwa prywatyzacyjne i niepłacenie podatków. Grozi im kara do 10 lat więzienia.