"Wszyscy boją się syndyka, a my czekamy na niego z utęsknieniem" - to słowa pracowników zakładów chemicznych STREM w Dąbrowie Górniczej. Sytuacja zadłużonego zakładu jest tragiczna i jedyną szansą na uratowanie go jest ogłoszenie upadłości. 140 pracowników obawia się, że zarządowi bardziej zależy na likwidacji.

Likwidacja oznaczałaby, że wszyscy stracą pracę. Zarząd pod naciskiem związków zawodowych i mediatora złożył w sądzie wniosek o upadłość, ale prezes zarządu zakładu nie stawia się na rozprawach. Termin kolejnej rozprawy to poniedziałek. Teraz, pracownicy STREM-u, choć są w pracy to nie pracują. Nie dlatego, że nie chcą, ale dlatego że nie ma ani prądu, ani wody a to oznacza, że produkcja stoi. STREM zalega z płatnościami nie tylko w stosunku do zakładu energetycznego i wodociągów - także pracownicy zakładu od ośmiu miesięcy nie otrzymują pensji. Członkowie załogi są pewni, że prezes gra na zwłokę, bo likwidacja zakładu oznaczałaby możliwość sprzedaży bardzo atrakcyjnych gruntów, na których stoi firma. Prezes STREM-u do wczoraj był na zwolnieniu lekarskim, ale dzisiaj również nie pojawił się w pracy. Teraz wszyscy mają nadzieję, że przyjdzie do sądu na poniedziałkową rozprawę. Zakłady chemiczne w Dąbrowie Górniczej produkują środki czyszczące, dezynfekujące oraz jako jedyne w południowej Polsce - glicerynę.

18:15