W USA o wynikach nauki decyduje rynek i dlatego oni górują. Nawet gdyby nie mieli tych gigantycznych nakładów na naukę, to i tak by górowali – uważa profesor Andrzej Wiszniewski z Politechniki Wrocławskiej.

Tomasz Skory: Pan pewnie należy do nielicznych, którzy rozumieją przełomowość odkryć tegorocznych odkryć laureatów Nobla z fizyki. Ile jest w Polsce osób, które wiedzą, o co chodzi z tymi kwarkami?

Andrzej Wiszniewski: Sądzę, że parę tysięcy. I może jestem optymistą, ale nie o to chodzi. Dziś fizyka stała się tak hermetyczną dziedziną, że mało kto rozumie, co się w niej dzieje. Dziś w fizyce jest taka sytuacja, że przesunięcie się w fotelu o parę centymetrów powoduje, że człowiek nie wie, o czym mówi prelegent na jakimś uczonym kongresie.

Tomasz Skory: Do odkrycia asymptotycznej swobody w teorii silnych oddziaływań potrzeba czegoś, czego polscy naukowcy nie mają i przesuwają się o kilka centymetrów, że tego nie rozumieją?

Andrzej Wiszniewski: Ci, którzy powinni to rozumieć, to rozumieją znakomicie – ci, którzy wykładają fizykę, zajmują się fizyką. Pod tym względem polska nauka dobrze stoi.

Tomasz Skory: Ale co roku główny kandydatem do Nagrody Nobla jest Jan Paweł II – chodzi oczywiście o pokojową nagrodę Nobla. Czy doczekamy się kiedyś nagrody z chemii, czy fizyki?

Andrzej Wiszniewski: Ostatnia była podwójna nagroda dla Marii Skłodowskiej Curie, ale to blisko 100 lat temu. Sądzę, że najwyższy czas, by któryś z Polaków otrzymał nagrodę Nobla. Na razie się na to nie zanosi. Zresztą niemal wszyscy laureaci to albo Amerykanie albo cudzoziemcy pracujący w USA.

Tomasz Skory: Ale czasami odkrycia są teoretyczne i do tego nie potrzeba jakiś specjalnych urządzeń, gigantycznych komputerów. Co innego jest w USA a co w Polsce, że polscy naukowcy nie mają osiągnięć, a Amerykanie mają?

Andrzej Wiszniewski: Uważam, że Amerykanie przodują na świecie dwiema rzeczami. Ogromnymi nakładami na badania naukowe – wydają 15 razy więcej na głowę mieszkańca na naukę niż Polacy. To jest pierwszy czynnik, ale nie jedyny. Druga sprawa to znakomita organizacja środowiska naukowych. Amerykańska nauka jest niezwykle wydajna i to chyba jest jednym z głównych powodów. Oni są znacznie lepiej zorganizowani niż polski świat nauki.

Tomasz Skory: Polskie nakłady na naukę pozwalają – jak mówią naukowcy – zaledwie na wegetację. Każdy rząd, także gdy był pan szefem Komitetu Badań Naukowych, zapewnia, że nauka jest dla niego priorytetem. Czy stanowi nauki winien jest rząd, który daje za mało pieniędzy, czy sami naukowcy, którzy – jak pan mówi – nie potrafią się zorganizować, sprzedać swoich osiągnięć?

Andrzej Wiszniewski: To jest złożona sprawa i wiele spraw o tym decyduje. Polska nauka jest nauką państwową. W instytucjach prywatnych pracuje nie więcej niż 20% naukowców. W USA w instytucjach prywatnych pracuje 82%, czyli jest to nauka w instytucjach prywatnych, z wszystkim zaletami w instytucjach prywatnych, którymi górują nad państwowymi. Państwowe to niewydajne, zbiurokratyzowane, sformalizowane. W USA o wynikach o wynikach nauki decyduje rynek i dlatego oni górują. Nawet gdyby nie mieli tych gigantycznych nakładów na naukę, to i tak by górowali.

Tomasz Skory: To dlaczego u nas nauka się nie opłaca. Bo chyba o tym mówimy?

Andrzej Wiszniewski: Nie tylko o tym. Mówimy o tym, że po PRL nauka została skansenem PRL – instytucje państwowe, naukowe, nie tylko wyższe uczelnie, ale i instytuty badawczo-rozwojowe nie zmieniły się, jeśli idzie o strukturę własnościową. Dlatego polska nauka jest w dalszym ciągu państwowa. A największe osiągnięcia na świecie i najcenniejsze dla gospodarki – przekładające się na innowacje, nowe produkty, technologie – dokonywane są w zakładach pracy, tam gdzie się produkuje. W Polsce te osiągnięcia – jeśli są – robi się w oderwaniu od życia faktycznego.

Tomasz Skory: Na razie pozostaje nam doszukiwanie się u laureatów Nobla polskich korzeni. Dziękuję za rozmowę.