Wybór na Marszałka Senatu polityka opozycji, zbliżający się wyrok TSUE w sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości i zaczęta już prezydencka kampania wyborcza składają się na nagłe spiętrzenie problemów rządzącego dotąd bez większych przeszkód PiS. Nic nie będzie już tak łatwe, jak w poprzedniej kadencji parlamentu.

Naciągnięta sprężyna

Maszynka do rządzenia, której działanie obserwowaliśmy przez ostatnie cztery lata, będzie chyba musiała zwolnić. Nie chodzi tylko o powściąganie jej działań przez Senat, który raczej nie będzie już bezrozumnym narzędziem do dopychania kolanem tego, co kilka godzin wcześniej przepchnięto przez Sejm. Chodzi także o to, że naciągana od lat przez rządzących sprężyna mogła już dojść do punktu, w którym niemożliwe jest już jej dalsze naciąganie. Co więcej, po osiągnięciu tego punktu zaczyna działać nagromadzona w niej energia, skupiona na działaniu dokładnie odwrotnym.


To nie musi być zauważalne na pierwszy rzut oka. Po drugim i trzecim jednak widać, że okoliczności już zbiegają się dla PiS fatalnie, a nieprzyzwyczajeni do skutecznego oporu jego politycy niespecjalnie dobrze sobie z nim radzą.

Przegrany Senat

Mimo że od wyborów mija dziś miesiąc, gorycz porażki dociera do rządzących dopiero teraz. Przygotowane przez PiS mętnie uzasadniane protesty wyborcze zrazu zostały niemal wyśmiane, ze względu na nieudolność, a potem po kolei (ostatnie dwa wczoraj) odrzucone, jako niezasługujące na rozpatrzenie przez Sąd Najwyższy. I to przez sędziów izby stworzonej właśnie przez obecnie rządzących.

Czemu miało służyć odwleczenie pierwszych posiedzeń Sejmu i Senatu do ostatniego z możliwych terminów - wciąż nie sposób orzec. Cokolwiek to jednak było, skończyło się klapą: zarówno zabiegów, zmierzających do "pozyskania" poparcia któregoś z senatorów opozycji, jak i robienia do tego dobrej miny pt. "Proszę się nie martwić, wszystko mamy pod kontrolą".

Upór trybunalski

Tuż przed uświadomieniem sobie powagi sytuacji politycy PiS także chyba bez specjalnie wnikliwej refleksji zgłosili swoje kandydatury na sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Nie dość, że zakwestionować można sam fakt ich zgłoszenia, to jeszcze wątpliwe są procedury, w oparciu o które tego dokonano. Nawet Marszałek Sejmu ma świadomość, że trzeba je będzie powtórzyć, co sprawia, że naturalne wydaje się pytanie po co to w ogóle robiono.

Do tego same zgłoszone do TK postaci nie tylko budzą zrozumiałe wątpliwości każdego chyba, kto obserwował ich przy pracy w Sejmie, ale też każą uważnie przyjrzeć się przepisom, dotyczącym kandydowania, i to nie tylko tym, które mówią o "nieskazitelnym charakterze" sędziów.

Dysonans w Sejmie


Jakby mało było i tego, rządzący zafundowali nam wczoraj osobliwe przedstawienie, oparte na konwencji dobrego i złego gliny, albo - jeśli ktoś woli - postaci umiarkowanej i koncyliacyjnej i drugiej - nieprzejednanej i stanowczej. Pierwszą był ubiegający się niebawem o reelekcję prezydent, drugą - ekscentryczny polityk specjalnie dla "twardego elektoratu" podkreślający wartości dla niego najważniejsze. Wystąpienia obu panów dzieliło ledwo kilka minut i całe hektary różnic w rozkładaniu akcentów. Mogło to wywołać wrażenie braku konsekwencji w takim ich zestawieniu. Wrażenie uzasadnione dla odbiorcy, ale przez twórców z pewnością zamierzone, bo to Prezydent przecież wybrał marszałka seniora.

Logika kampanii

Walczący o ponowny wybór prezydent przez najbliższe miesiące musi zabiegać o poparcie daleko szersze niż najwierniejszy elektorat PiS. By to robić skutecznie, nie może sobie pozwolić na zbyt otwarte kokietowanie go. Dla PiS oznacza to jednak, że Prezydent będzie musiał dość regularnie akcentować swoją od niego odrębność, jak wczoraj, ni stąd ni zowąd ściskając ręce parlamentarzystów opozycji. Razem z problemem z Senatem może to znacznie pogłębić kłopoty rządzącej w Sejmie większości.

Nierychliwy, ale TSUE


Poza opisanymi wyżej mechanizmami hamującymi naciąganie sprężyny, w najbliższym czasie może zadziałać jeszcze jeden, już wprost zmierzający do jej cofnięcia. Przynajmniej w uznawanej za kluczową sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości. We wtorek europejski Trybunał Sprawiedliwości wyda wyrok, dotyczący legalności działania polskiej Krajowej Rady Sądownictwa. Na niej zaś oparte są od kilku lat wszystkie nominacje sędziowskie, decyzje dotyczące obsady sądów i np. działania dwóch nowych izb Sądu Najwyższego. W tym tej, orzekającej o ważności wyborów.

Jeśli TSUE podzieli zastrzeżenia do KRS, to rządzący albo będą musieli przywrócić stan zgodności z zasadami UE, czyli odpuścić naciąganą dotąd sprężynę, albo... zignorować wyrok, czyli po prostu sprężynę zerwać. Ceną za pierwsze będzie powszechnie czytelny sygnał o wycofaniu się z kolejnych reform, za drugie - postawienie się na uboczu systemu prawnego UE z trudnymi do przewidzenia konsekwencjami politycznymi.

Koniec samodzielności

Żadnego z opisanych wyżej problemów rządzący nie będą mogli rozwiązać samodzielnie. Nie da się tego zrobić bez prezydenta, większości w Senacie i w sporze z poważnie traktującą Trybunał Unią Europejską. Splot wydarzeń byłych, obecnych i przyszłych każe się domyślać, że zjednoczoną prawicę w najbliższym czasie czeka więcej problemów, niż sądzi.