Referendum konstytucyjne 11 listopada przyszłego roku jest właściwie przesądzone. Prezydent zapowiedział je już dwukrotnie i najwyraźniej nawet brak pytań, na jakie mielibyśmy odpowiedzieć czy skromne uwagi PKW nie przeszkadzają Andrzejowi Dudzie w podtrzymaniu zamiaru jego przeprowadzenia. Poza oficjalnymi deklaracjami plan prezydenta realizuje jeszcze kilka celów, z których warto zdać sobie sprawę.

Referendum konstytucyjne 11 listopada przyszłego roku jest właściwie przesądzone. Prezydent zapowiedział je już dwukrotnie i najwyraźniej nawet brak pytań, na jakie mielibyśmy odpowiedzieć czy skromne uwagi PKW nie przeszkadzają Andrzejowi Dudzie w podtrzymaniu zamiaru jego przeprowadzenia. Poza oficjalnymi deklaracjami plan prezydenta realizuje jeszcze kilka celów, z których warto zdać sobie sprawę.
Prezydent Andrzej Duda /Jacek Turczyk /PAP

Do czego właściwie poza rozstrzyganiem o modelu ustrojowym państwa może służyć referendum konstytucyjne? To pytanie warto sobie zadać, zwłaszcza że stoimy w obliczu niecodziennej sytuacji, w której znamy termin zadania nam pytań, ale nie wiemy, jakie to będą pytania. Nie wiemy też ani kiedy, ani kto, ani jak je przygotuje, a z całego projektu tego przedsięwzięcia znana jest dziś wyłącznie data jego realizacji - 100-lecie odzyskania niepodległości.

Jak zrobić konstytucję

Gdyby chodziło wyłącznie o przyszły kształt ustawy zasadniczej, koń stałby przed wozem: najpierw zdefiniowane byłyby konstytucyjne problemy do rozwiązania, potem odbyłaby się dyskusja, z dyskusji wypłynęłyby wnioski, które następnie poddano by pod osąd obywateli, którzy głosując opowiedzieliby się za wariantowymi odpowiedziami na kluczowe pytania wynikające z dyskusji. Kolejne kroki procedury to powierzenie otrzymanych w referendum wyników konsultacji komisji konstytucyjnej, która nadaje ostateczny kształt dokumentowi, który staje się ustawą zasadniczą. 

Wóz przed koniem

Data przeprowadzenia głosowania jest jednym z najmniej istotnych elementów opisanej powyżej procedury. Dla jej ostatecznego efektu ma znaczenie tylko o tyle, o ile dopasowana jest do kolejno kończonego jej etapu - nie za wcześnie, by dać czas na debatę i rozważne zredagowanie pytań, i nie za późno - by w uczestnikach debaty nie zatrzeć świadomości znaczenia samego aktu głosowania.

Z propozycji prezydenta wynika jednak zastosowanie procedury, w której najistotniejsza jest data głosowania, i to jej podporządkowane są wszystkie inne działania, związane ze zmianą Konstytucji. Nawet sam prezydent poza ogólnikami nie określa jasno, jakie kwestie chciałby w referendum rozstrzygać, zadanie ich wskazania powierza zaś... samym obywatelom, występujących w różnych konfiguracjach jako autorzy propozycji pytań. Efektywności podobnego rozwiązania nie sprawdzono bodaj jeszcze nigdy i nigdzie. My mamy na to półtora roku.

O co więc chodzi jeszcze

Andrzej Duda zdaje się nie zwracać uwagi na te zastrzeżenia do swojego pionierskiego pomysłu. Pomysł ogłosił podczas uroczystości 3 maja, potwierdził go oficjalną zapowiedzią w orędziu - najwyraźniej nie zamierza od niego odstąpić. Skąd jego zdecydowanie, jeśli nie z dbałości o to, by wóz nie był przez konia pchany, a ciągnięty? 

Symbolika 

Pierwsza przyczyna prezydenckiej determinacji - symboliczna - to zainicjowanie aktu ustrojowej rangi w 100-lecie polskiej niepodległości. Nieprzypadkowo pomysł ujawniono w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja, a zrealizowany ma być 11 listopada - dla głowy państwa zręczne wykorzystanie takiej sekwencji dat to niemal pewna przepustka do historii, znakomite wpisanie się w kalendarz doniosłych wydarzeń, utrwalenie swojego urzędowania na kartach podręczników. To rzecz nie do przecenienia dla polityka, którego skromne dotąd inicjatywy nie zawsze doczekiwały się uznania, nawet ze strony własnego zaplecza politycznego.

Strategia 

Drugi powód konsekwencji, z jaką prezydent dąży do referendum jesienią przyszłego roku to już jednak strategia polityczna. Andrzej Duda proponuje w istocie coś, co pozwoli z dowolnie wzmacnianą bądź osłabianą intensywnością zajmować opinię publiczną przez półtora roku. Konsultowanie pytań referendalnych można zamienić w potężny spektakl, można powołać liczne gremia eksperckie, angażować w debatę opinię publiczną, media. Można z debaty uczynić zupełnie nową oś politycznego sporu, odciągając tym jej uczestników od sporów już dziś toczonych a niezamkniętych. By się o takim potencjale przekonać wystarczy wspomnieć, że już dziś pomysłowi referendum (z niniejszym tekstem włącznie) poświęcono publicznie masę energii, choć sam pomysł - poza datą realizacji - pozbawiony jest - na razie - jakiejkolwiek treści.

Obrona

Jest wreszcie powód, który dla opinii publicznej może w przyszłości złagodzić zarzuty stawiane Andrzejowi Dudzie w związku z łamaniem konstytucji, obowiązującej dziś. Niezależnie od tego, czy ktoś spróbuje postawić za to prezydenta przed Trybunałem Stanu, Andrzej Duda po referendum będzie mógł stwierdzić "tak, byłem na bakier z konstytucją z 1997, ale przecież suweren-naród także uznał właśnie, że należy ją zmienić. Podzielił więc moje zdanie, że nie jest dobra. Ja to jedynie zauważyłem wcześniej".

Choćby więc z trzech opisanych wyżej powodów sama treść pytań referendalnych może nie mieć dużego znaczenia. Andrzej Duda może też postawić na swoim niezależnie od tego, jak na te pytania odpowiemy.

(ph)