Marszałka Sikorskiego prawdopodobnie uwiera skromność pełnionej dziś funkcji. Być może dlatego, a może po prostu z nudów, udzielił wywiadu, w którym powiedział za dużo, i za który może dużo zapłacić. Zapłacić całkiem zresztą słusznie, bo za kompromitacje w polityce się płaci.

Bufonada

Najpierw były szef MSZ ujawnił amerykańskiemu portalowi Politico szokującą treść rozmowy Putin-Tusk. Co istotne - zrobił to nie bacząc na obyczaje, zobowiązujące dyplomatów do zachowywania pewnych wydarzeń w tajemnicy, a robienia z nich użytku dyskretnie. Co więcej - zrobił to po 6 latach, z charakterystyczną dla siebie wielkopańską nonszalancją, ot tak. Jakby choćby żartem rzucona propozycja rozbioru sąsiedniego kraju to był drobiazg, a wspominanie o tym komukolwiek w kraju, w którym pełni od lat wysokie urzędy - było poniżej jego formatu.

Fałsz

Potem okazuje się, że wcale go przy opisywanej rozmowie nie było, a Sikorski powtarza tylko to, co nie wiadomo od kogo usłyszał. Piszę litościwie, że nie wiadomo od kogo, choć wszyscy domyślamy się, że skoro uczestnikiem rozmowy Tusk-Putin nie był sam Sikorski, a Władymira Władymirowicza trudno raczej posądzić o jej relacjonowanie Sikorskiemu - opowiadającym o niej szefowi MSZ był zapewne Donald Tusk.

Wytrawny zatem dyplomata, przez wiele lat szef MSZ i całkiem niedawno kandydat na szefa dyplomacji całej UE - ni mniej ni więcej, tylko pogrążył swoją paplaniną swojego ówczesnego szefa, a dziś już niemal szefa Rady Europejskiej - Donalda Tuska. Nietrudno sobie wyobrazić, jak na zaufaniu do Tuska w Brukseli może się odbić zachowywanie w tajemnicy przed światem rozmowy, w której przywódca dziś już bez wątpienia agresywnego mocarstwa - sześć lat wcześniej proponuje sąsiadowi dokonanie rozbioru nieistotnego z jego punktu widzenia kraju, Ukrainy.

Awantura

A później ów niedawny szef dyplomacji, a dziś Marszałek Sejmu na konferencji prasowej mówi, że więcej na ten temat nie powie i po odpowiedzi - wywołując awanturę ze słusznie oburzonymi dziennikarzami, którym odmawia odpowiedzi na własnej konferencji prasowej (?!) - bezczelnie odsyła na stronę jednej z gazet. Na dodatek strona jest płatna, a to, co Sikorski tam wyjaśnia - tak naprawdę nic nie wyjaśnia.

Nadal nie wiadomo czy, kiedy i kto dowiedział się o słowach Putina, jak je traktował premier, czy dowiedział się o nich ówczesny Prezydent Lech Kaczyński. Nie wiadomo zresztą nawet, czy w ogóle padły, bo być może wszystko, a nie tylko słowa o nagrywaniu rozmowy w Moskwie - jest tylko imaginacją znudzonego umysłu.

Konsekwencje

Kompromitacja jest wręcz kaskadowa i niebawem może zatoczyć znacznie szersze kręgi. Ostro zachowanie Sikorskiego potępiła Ewa Kopacz. Choć jako premier nie ma wpływu na obsadę stanowiska Marszałka Sejmu - ma go jako faktyczny już szef partii rządzącej.

W Sejmie, jak łatwo było przewidzieć, czeka nas niebawem batalia o funkcję Marszałka. Po zapowiedzianych przez opozycję wnioskach o odwołanie Sikorskiego - to nieuniknione. W tym kontekście awantura ma wręcz charakter samobójczy dla Platformy; trzeba będzie albo Sikorskiego wbrew oczywistym faktom bronić, albo poświęcić. A szkoda, bo zdolny taki...

Kto jeszcze?

Wyjaśniania sprawy słów sprzed sześciu lat nie uniknie Donald Tusk. Może był to w istocie ponury żart kGB-isty, może posępna aluzja - to nie ma znaczenia. Istotne jest dlaczego nigdy nikomu na ten temat nie wspominał, albo - jeśli to nieprawda - czemu wieloletni szef MSZ w rządzie Tuska wygaduje dziś takie rzeczy. I czy aby na pewno był to rząd ludzi rozsądnych, i rozsądny był jego szef.

Trudno sobie wyobrazić gorsze okoliczności dla kogoś, zaczynającego urzędowanie jako szef Rady Europejskiej, zwany też Prezydentem Unii.

Nie sposób sobie wyobrazić, że tłumaczenia się z tej awantury za granicą uniknie następca Sikorskiego. Grzegorzowi Schetynie daleko do Radka Sikorskiego, a jednak i on stanie się ofiarą problemów, wywołanych nieopanowanym (i nieautoryzowanym) gadulstwem Sikorskiego. Podobnie zresztą mało komfortowa jest sytuacja Prezydenta Komorowskiego.

A wszystko to przez ledwo parę słów...