Analizując przecieki i domysły wokół składu przyszłego rządu nie sposób uniknąć pytania, czy o powołaniu na ministrów decydują umiejętności i przydatność do realizowania zamierzeń, czy tylko wewnętrzny układ sił w PO i przygotowanie partii do kolejnych wyborów. Nie da się też uciec od odpowiedzi, że raczej - kosztem sprawności działania państwa - to drugie.

Marszałek Spraw Zagranicznych

Jaki jest powód wyciągania z rządu dobrze ocenianego szefa MSZ i powierzania mu funkcji marszałka Sejmu? Radek Sikorski, który w nowym rozdaniu nie zdobył funkcji ma arenie międzynarodowej, czuje potrzebę awansu/dopieszczenia, stąd przeznaczone dla niego stanowisko drugiej osoby w państwie. To, że ani temperament ani doświadczenie, mówiąc najłagodniej - nie predystynują go do tego, bo nie udzielał się w Sejmie ani jako poseł, ani jako minister nie odwiedzał nawet sejmowej komisji spraw zagranicznych - najwyraźniej nie ma znaczenia. Ma je za to fakt, że Sikorski jak płachta na byka działa na posłów PiS. W kampaniach wyborczych od lat opartych na wzbudzaniu antagonizmów ma to spore znaczenie dla Platformy. Gdzie klucz kompetencyjny?

Roszada finansowo-zagraniczna

Sikorskiego ma zastąpić wg spekulacji, potwierdzonych milkliwością samego zainteresowanego - Jacek Rostowski. Bywały w świecie i znający biegle angielski... ekonomista. Nie, nie ma przeciwwskazań, by spec od finansów zostawał szefem MSZ, ale - po co, skoro obecny minister jest dobry? I dlaczego nowym ma być człowiek, który kilka miesięcy wcześniej sam zrezygnował z pracy w rządzie, a potem przegrał wybory do Parlamentu Europejskiego.

Zamiana miejsc w Sejmie i sprawiedliwości

Jaki jest logiczny i zadaniowy powód rezygnowania z usług pracowitego i prowadzącego szereg istotnych projektów szefa resortu sprawiedliwości Marka Biernackiego? I czemu, u licha, miałby go zastępować dzisiejszy sprawny wicemarszałek Sejmu Cezary Grabarczyk?

Powodem jest bodaj to, że Grabarczyk, który jest nieformalnym liderem tzw. platformianej "spółdzielni", a ministrem sprawiedliwości chciał być już dawno...

Powiedzmy szczerze - jako powód powołania do rządu średnio niestety udanego byłego ministra infrastruktury jest to uzasadnienie dość kuriozalne. Tym bardziej, że w fotelu wicemarszałka Grabarczyka miałby zastąpić właśnie Marek Biernacki... Jaki pożytek wynikałby z tego, że Biernacki zamieniłby się miejscami z Grabarczykiem?

Kto jeszcze za kogo?

Podobnych pytań w oparciu o spekulacje i przecieki można sformułować mnóstwo. Czemu urzędujący od 10 miesięcy minister administracji i cyfryzacji Rafał Trzaskowski miałby np. trafiać teraz do MSZ na miejsce Piotra Serafina, którego zabiera ze sobą do Brukseli Donald Tusk? Bo Trzaskowski był europosłem? Wolne żarty! Notabene ten sam Trzaskowski wymieniany jest też jako kandydat na szefa całego MSZ (jeśli nie zostałby nim Rostowski), albo na szefa... MSW. Gratulując ministrowi spektrum kompetencji i sporego chyba potencjału nie sposób jednak zapomnieć, że elementem jego "multitaskingu" jest fakt, że żeby zostać szefem MAiC Rafał Trzaskowski na prośbę Donalda Tuska zrezygnował z mandatu europosła i nie wystartował też w ostatnich wyborach do PE. Innymi słowy, jeśli Trzaskowski odszedłby z rządu - zostałby na lodzie.

Czy aby nie to jest rzeczywistym powodem uporczywego przymierzania go do ministerialnych tek?

WIĘCEJ O SPEKULACJACH KTO KOGO ZASTĄPI W RZĄDZIE - ZNAJDZIECIE TUTAJ

A tak w ogóle - po co?

Z dotychczasowych wypowiedzi wynika, że Ewa Kopacz nie planuje istotnych strukturalnych zmian w rządzie. Nie zostanie rozdzielone stworzone w kilka dni gigantyczne Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju, nie zniknie coraz bardziej symboliczny resort skarbu (o jego zlikwidowaniu Donald Tusk wspominał już kilka lat temu), nie powstanie jak najbardziej potrzebne, zwłaszcza w obliczu nieprzewidywanych zachowań Rosji - zintegrowane Ministerstwo Energetyki... Rząd zostanie taki, jaki był. Istotne wydaje się więc pytanie, PO CO zmieniać ministrów robiących swoje od dawna i wiedzących od dawna co robią - na innych? Żeby ci nowi tracili czas na dowiadywanie się, co robili poprzednicy? Żeby pani premier mogła zaprzeczać dość popularnej tezie, że tworzy gabinet kontynuacji? Że formuje rząd autorski? Jakże autorski, skoro np. na długo przed desygnowaniem jej na premiera wszyscy wiedzieli, że nie tknie resortów, obsadzanych przez PSL?

Wyborczy paraliż

Doświadczenie uczy, że rząd mający przed sobą ledwo rok działania nie podejmuje działań stanowczych, reformatorskich czy kontrowersyjnych. Widmo wyborów i chęć ich wygrania sprawiają, że gabinety ograniczają się zwykle do sprawnego zarządzania tym co jest, produkowania kiełbasy wyborczej i podsumowywania swoich dokonań. Rząd Ewy Kopacz nie jest tu raczej wyjątkiem. A jeśli jest, to przez kalendarz wyborczy - na swoją niekorzyść, bo zamiast jednych wyborów, kończących jego pracę, ma przed sobą aż trzy istotne akty wyborcze, wszystkie w ciągu roku.

Za dwa miesiące odbędą się w Polsce wybory samorządowe. Wiosną przyszłego roku czeka nas kampania wyborcza przed wyborami prezydenckimi. Potem będą wakacje, a jesienią - kolejna kampania, przed wyborami parlamentarnymi. Żaden rząd w tej sytuacji nie zrobi niczego śmiałego czy ryzykownego.

Tym bardziej nie zrobią tego ministrowie w gabinecie nowi, którzy przynajmniej kilka tygodni, jeśli nie miesięcy będą musieli wprowadzać się w pracę resortów, które im Ewa Kopacz powierzy. Jeśli dodać do tego paraliż, wynikający z nieubłaganego kalendarza wyborczego - wymienianie któregokolwiek z ministrów, poza tymi, z którymi pani premier zwyczajnie nie życzy sobie pracować, do czego ma prawo - wydaje się co najmniej dyskusyjne.

Bo warto wrócić do pytania

PO CO?

Jeśli ma się śmiałe plany, do ich realizacji dobiera się odpowiednich, nowych ludzi.

Ale jeśli się śmiałych planów nie ma, a mimo zaklęć że tak nie jest - ma się tylko plan administrowania i zachowania stabilności w kraju - po co administratorów zmieniać?