Kończąc tydzień, rozpoczęty ujawnieniem przez RMF FM stenogramu z najnowszego odczytu nagrań z prezydenckiego tupolewa, a zakończony obchodami rocznicy katastrofy sprzed pięciu lat warto wyjaśnić związane z naszym działaniem kwestie. Warto tym bardziej, że większość obfitych komentarzy na ten temat to zbędna, zamulająca prosty przekaz makulatura.

Jak ważne są dla Polaków najnowsze i zawierające o jedną trzecią więcej odczytanych słów stenogramy nagrań z kokpitu świadczy choćby to, jak burzliwie zostały przyjęte. Opublikowaliśmy stenogram właśnie dlatego, że po blisko pięciu latach od katastrofy wreszcie został opracowany, a mimo to opinia publiczna nie znała jego treści.

Skąd wiedza

Wiedzieliśmy, że nowy, znacznie bogatszy odczyt istnieje od samych prokuratorów, którzy poinformowali o tym na konferencji pod koniec marca. Oni sami dysponowali nim od 6 marca, kiedy śledczy otrzymali kompleksową opinię biegłych w sprawie katastrofy. Zainteresowanie ich zawartością i próby dotarcia do niej były oczywistością. Jeśli nie dla każdego dziennikarza - trudno. Dla nas były. Od katastrofy mijało właśnie 5 lat, a od przygotowania dokumentu - przynajmniej kilka tygodni. Podane przez prokuratorów powody zwłoki w ich ujawnianiu, czyli potrzeba ostatecznego rozstrzygnięcia niejasności - mogły przekonywać. Ale nie musiały.

Skąd wątpliwości

Można było wierzyć, że prokuratorzy opublikują materiały źródłowe, czyli zrobią to, do czego ostatecznie doprowadziła nasza publikacja. Można się było też jednak spodziewać, że poznamy jedynie oficjalny komunikat, dotyczący wniosków z opinii biegłych w dziedzinie fonoskopii, a więc jego omówienie, a nie sam stenogram. Należało liczyć się z tym, że mimo formalnego poinformowania opinii publicznej o treści ustaleń, a zwłaszcza wyciągniętych z niej wniosków materiał źródłowy, a więc sam stenogram - pozostanie niejawny.

Dzięki naszej publikacji znamy dziś ostatecznie i sam stenogram, i warunki techniczne i metodologię prowadzenia badania, i pełną treść uwag, wniesionych do stenogramu przez prof. Grażynę Demenko. Wszystko to materiały źródłowe, i wszystkie te dokumenty każdy może ocenić sam.

Tylko jeden i wątpliwości

Mimo krótkotrwałej i niemądrej dezinformacji, mówiącej o istnieniu drugiego dziś nie tylko my, ale wszyscy wiedzą też, że istnieje tylko jeden stenogram rozmów w kokpicie. To, że istnieją wobec treści jego zapisów wątpliwości wiedzieliśmy choćby stąd, że to potrzebą ich rozwiania prokuratorzy tłumaczyli zwłokę w przedstawianiu wynikających z niego wniosków. Było dla nas oczywiste, że wątpliwości co do opinii jednych biegłych rozstrzygają nie sami niemający niezbędnej specjalistycznej wiedzy prokuratorzy. Jeśli oni mieli wątpliwości było jasne, że tak jak w sądzie - opinie jednych biegłych weryfikowane są opiniami innych. Stenogram, opracowany przez siedmioosobową grupę odsłuchową biegłych, jest jednak tylko jeden - dokładnie ten, który opublikowaliśmy we wtorek.

Termin publikacji

Powinnością dziennikarza jest ujawnianie opinii publicznej rzeczy dla niej ważnych. Także tych, które z podlegających dyskusji powodów postanowiono zachować w tajemnicy. Nie jest rolą mediów określanie, kiedy prawdziwe, istotne dla opinii publicznej dokumenty ujrzą światło dzienne. Tym zajmują się politycy. Rolą mediów jest zweryfikowanie prawdziwości takich dokumentów i jeśli zostanie ona bezsprzecznie potwierdzona - niezwłoczne ich ujawnienie. Tak postąpiliśmy.

Komentatorzy, stawiający nam zarzut podgrzewania atmosfery przed zbliżającą się piątą rocznicą smoleńskiej katastrofy, gdybyśmy z jej powodu opóźnili publikację - z równą zaciekłością mogliby nam zarzucać przemilczenie informacji należących się opinii publicznej zwłaszcza w przeddzień rocznicy, też pewnie w czyimś interesie.

Kolejne terminy wiązałyby się zapewne z zarzutami wzniecania niepokojów tuż przed wyborami, potem przed 1 maja, Dniem Flagi, świętem 3 maja, Bożym Ciałem, kolejnymi wyborami... Powiedzmy sobie otwarcie - na ujawnianie treści tak przykrych i wywołujących tak burzliwe emocje nie ma terminu dobrego. Mówmy też otwarcie, że na publikowaniu ich w kraju wciskającej się wszędzie polityki niemal zawsze ktoś politycznie traci, a ktoś zyskuje. Mierzenie tego, kto traci w poszczególnym przypadku, a kto akurat zyskuje to kryterium, które powinno być obce dziennikarzom, którzy coś ujawniają. A z całą pewnością nie powinno wpływać na określanie przez media tego co i kiedy pozna opinia publiczna, czekająca od lat na ustalenia dotyczące katastrofy.

Zrobiliśmy swoje

Dzięki naszej publikacji opinia publiczna dowiedziała się, że dopiero w połowie 2013 biegli prokuratury zaproponowali zrobienie nowej, lepszej kopii zapisu przechowywanej w Moskwie czarnej skrzynki. Przedstawiliśmy istotne różnice między uzyskanymi wtedy i teraz odczytami. Opublikowaliśmy zawierający o jedną trzecią więcej odczytanych słów niż poprzednie materiał źródłowy - stenogram zapisu z kokpitu. To dzięki temu potwierdzająca jego autentyczność prokuratura ujawniła pełny związany z odczytem materiał, a więc także to, co stawia przy niektórych kwestiach w stenogramie istotne znaki zapytania - opinię prof. Grażyny Demenko.

Znamy teraz to, co mogło pozostać tajemnicą najważniejszego prowadzonego w Polsce postępowania, które ma wyjaśnić okoliczności najtragiczniejszego wydarzenia w naszej najnowszej historii.

Gdyby nie to...

Opinia publiczna nadal wiedziałaby jedynie o istnieniu znacznie bogatszego w treść odczytu danych z nagrań w kokpicie. Nie znałaby szczegółów ani istoty różnic w opiniach. Polacy nie wiedzieliby jakie wątpliwości, na jakiej podstawie i na czyją korzyść rozstrzygają prowadzący śledztwo prokuratorzy. Za kilka tygodni, miesięcy, dowiedzieliby się, być może, jak materiały źródłowe oceniła prokuratura. Samych tych materiałów moglibyśmy nie poznać.

To poddaję dziś pod rozwagę tak bardzo do dziś oburzonym naszą publikacją.

I jeszcze jedno: gdyby uzyskana przez nas opinia zawierała odczyt potwierdzający tezę o wybuchu na pokładzie tupolewa - zachowalibyśmy się tak samo. Dziennikarz weryfikuje źródła i autentyczność faktów, także dokumentów, nie odpowiada jednak za ich treść, bo nie on jest ich autorem. Dziennikarz nie ma wręcz prawa zatajać faktów istotnych dla opinii publicznej.

Prawo do informacji nie jest prawem dziennikarza.

To prawo każdego z obywateli.

Dziennikarz tylko je dla obywateli realizuje.