Minęły trzy doby od zestrzelenia pasażerskiego samolotu nad terytorium, nad którym nie panuje rząd w Kijowie. Mordercy kilkuset cywilów wciąż dyktują cywilizowanemu światu warunki badania miejsca katastrofy. Zachód patrzy bezradnie na to, co zabójcy robią z ciałami ofiar i czarnymi skrzynkami MH17. Nasza cholerna cywilizacja nawet z kryzysu ewidentne nadzwyczajnego stara się wyjść unikając metod nadzwyczajnych. To nie tylko naiwne. To niemożliwe.

Warunki działania


Przejęcie terenu katastrofy dla sił specjalnych NATO nie byłoby dużym problemem. Nie większym, niż jego utrzymanie dla szumnie nazywanego separatystami najemnego żołdactwa, które zajmuje je obecnie. Do interwencji wystarczyłaby zgoda/prośba władz Ukrainy - zapewne nietrudna do wyjednania, skoro ukraińskie siły zbrojne ewidentnie nie radzą sobie z bandą terrorystów od wielu tygodni.

Dla Ukrainy taka akcja byłaby znakomitym dowodem rzeczywistego wsparcia, udzielanego jej przez Zachód. Dla Zachodu - jedynym, co może zrobić dla rozwłóczonych po ukraińskich polach ofiar zbrodniczego ataku terrorystów. Dla Moskwy - policzkiem, na który nie waży się zapewne zareagować zbrojnie - o ile precyzyjnie działające siły NATO nie wkroczą na teren Federacji Rosyjskiej.

Nie bez znaczenia dla skuteczności ew. działań NATO byłyby morale obu walczących stron. Terroryści wiedzą, że posunęli się w swojej wojennej arogancji bardzo za daleko i że nie mogą liczyć na żadne oficjalne wsparcie kogokolwiek na świecie. Nie po bezmyślnym zabiciu blisko 300 bezbronnych cywilów i chwaleniu się, że nie miało się pojęcia, do kogo się strzela.

Rajd


Umiejętnie rozlokowany desant dobrze wyszkolonych sił specjalnych, nawet tylko lekko uzbrojonych mógłby w kilka godzin wyprzeć terrorystów z terenu, na którym znajdują się szczątki rozbitej maszyny. Współczesna logistyka takiego przedsięwzięcia nie przerasta możliwości państw NATO, mogących operować w regionie, z zapewne najbardziej zainteresowaną Holandią, Niemcami, najlepiej do tego przygotowanymi USA i najbliższą Polską włącznie.
Zajęcie terenu, opanowanego dotąd przez "separatystów" i połączenie go drogą lądową z obszarem, kontrolowanym przez władze w Kijowie rozwiązują kwestie ewakuacji desantu, łącznie z tym, po co został wysłany.

Przy dobrze opracowanym planie współpracy z siłami zbrojnymi Ukrainy prorosyjscy najemnicy mogliby zostać nie tylko wyparci, ale wytłuczeni do nogi, jak na to zasługują, bądź - i to byłoby najlepsze - przynajmniej w sporej części pojmani przez siły międzynarodowe.

Zlepiona z emocji i braku zaufania do obu stron konfliktu światowa opinia publiczna miałaby dzięki temu możliwość oceny sytuacji w oparciu o własne ustalenia - zeznania "separatystów", dziś przedstawiane jedynie przez zainteresowaną w sprawie FSB Ukrainy, zatem, być może - zmanipulowane.

Rajd połączonych sił specjalnych NATO dla odzyskania szczątków ofiar i maszyny zestrzelonej przez prorosyjskich terrorystów nad Ukrainą nie byłby z pewnością działaniem szablonowym. Przypominam jednak, że zestrzeliwanie cywilnych maszyn też nie należy do zachowań standardowych nawet w czasie otwartego konfliktu zbrojnego "starego typu". Podobnie nie jest szablonem zachowań wywożenie zwłok ofiar w nieznanym kierunku, fotografowanie się z ich zabawkami czy uznaniowe określanie, komu przekaże się czarne skrzynki samolotu, a kto ich nie dostanie.

Ryzyko


Ktoś wskaże zagrożenie, że rajd z pewnością nie zostałby zaakceptowany przez Rosję? Gdyby jednak przeprowadzono go jak napisałem - na prośbę władz ukraińskich i wyłącznie na terytorium Ukrainy - jakie znaczenie miałoby stanowisko Rosji? Ktoś naprawdę sądzi, że Władymir Władymirowicz Putin zdecyduje się na otwarte wprowadzenie wojsk Federacji Rosyjskiej na terytorium suwerennego i uznawanego wciąż państwa ukraińskiego? I na starcie z działającymi tam na prośbę tych władz siłami NATO? Dla ochrony garstki najemników, do których nigdy się dotąd oficjalnie nie przyznał, a którzy zestrzelili cywilny samolot?

Ofiary


Tak, będą ofiary. Naćpani żołdacy, którzy albo rozmyślnie strzelają do maszyn w korytarzu dla ruchu pasażerskiego na wysokości 10 km, albo tylko nie wiedzą, że An-26, do którego rzekomo strzelają nie wznosi się powyżej 8 km zapewne nie poddadzą się bez walki.
Ale czy wszyscy oni czują się jednakowo odpowiedzialni za zbrodniarza, który odpalił rakietę w stronę bezbronnego Boeinga 777? A może zacięty opór postawiliby interweniującym siłom NATO tylko ci, którzy odpowiadają za akt terroru, a reszta walczących bez sensu od wielu tygodni "separatystów" z ulgą przyjęłaby możliwość oddania się w ręce nie bezpośredniego przeciwnika, ale formacji międzynarodowej?

Rzeczywistość


Niestety, nic nie wskazuje na to, że Zachód podejmie jakąkolwiek akcję, pozwalającą mu odzyskać i zachować twarz czy wspomóc Ukrainę w uporaniu się z bandytyzmem, który dopuścił się zbrodni głównie na jego bezbronnych obywatelach. Moment, kiedy przeprowadzenie rajdu miałoby sens i byłoby możliwe dzięki fali światowego oburzenia na fotografujących się z zabawkami zabitych przez siebie dzieci bandytów - właśnie mija. Upłynęły już trzy długie dni bezradności i hańby Zachodu.

Przywykamy do nich.

Tak Zachód odpowiada właśnie na pytanie, czy cywilizowany świat stać jeszcze na stosowanie nadzwyczajnych środków w nadzwyczajnej sytuacji.