"Po latach zwłoki i po tygodniach niezwykle intensywnej pracy (…) wreszcie usłyszymy z ust przedstawicieli instytucji europejskich, że Polska ma odblokowane środki z KPO" - zapowiedział wczoraj nieoczekiwanie Donald Tusk. Coś, o co Polska zabiegała od dawna, premier ogłosił niejako przy okazji, w debacie nad wnioskiem o odwołanie Adama Bodnara. Co sprawiło, że z zapowiedzianym komunikatem przyjeżdża do Polski sama Ursula von der Leyen?

Ta zapowiedź oczywiście cieszy, ale też zastanawia, bo przecież w ostatnich dniach nie wydarzyło się nic, co by uzasadniało tak nagły krok. Cokolwiek się stało, nadal nie wyszło poza fazę deklaracji.

Owszem, we wtorek minister Adam Bodnar przedstawił w Brukseli plan przywracania praworządności, czyli realizowania kluczowego "kamienia milowego", którego spełnienie jest warunkiem uruchomienia płatności. Tyle że w tzw. "Action Planie" poza dynamiczną nazwą i opisem zamiarów był też harmonogram reformowania Krajowej Rady Sądownictwa, Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego, prawa o ustroju sądów i rozdzielania funkcji Prokuratora Generalnego od Ministra Sprawiedliwości. Ten harmonogram jednak już na samym starcie nie został zrealizowany.

W lutym Sejm miał się zająć uchwałą i ustawą ws. Trybunału, pierwszą ustawą o KRS. Zrobiono w porządku obrad Sejmu mnóstwo przestrzeni, żeby był na to czas - i nic, bo zamiast uruchomienia planu w porządku obrad pojawiła się gigantyczna dziura. Obrady trzeba było wręcz skrócić, bo po wyrzuceniu planowanych spraw TK i KRS Sejm nie miał nad czym pracować. Trudno to uznać za sukces.

Co mogło wpłynąć na wizytę?

Zbiegło się kilka czynników korzystnych dla Polski. Po pierwsze - możliwe, że szefowa Komisji Europejskiej jest w drodze do Kijowa (jutro II rocznica napaści Rosji na Ukrainę). Trwa też kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego, a Ursula von der Leyen chciałaby pozostać przewodniczącą KE na kolejną kadencję - i to są być może powody, dla których potrzebne jej zamknięcie nużącej już KE od kilku lat sprawy polskiego KPO. 

Unia nie tylko od dawna szuka pretekstu, żeby już nam te miliardy wypłacić, ale teraz mogły dojść do tego motywy osobiste (Pani Urszulo, chce pani urzędować II kadencję, bo prostej sprawy KPO nie dała pani rady załatwić w jednej?)

Co zmieniło sytuację?

Wyglądające na infantylne, osobiste motywy to z pewnością nie wszystko, jest jeszcze polityka szersza. Mamy w Polsce protesty na granicach z Ukrainą, przeciwko unijnemu Zielonemu Ładowi. Ich skala z pewnością nie służy jedności Unii. Jeśli się jednak do sprawy zabrać zręcznie, to KPO można próbować przedstawić jako swoistą rekompensatę za błędne rozwiązania Zielonego Ładu. To pozwoli na lekkie rozładowanie rolniczych frustracji i protestów, a przy okazji - skuteczniejsze wsparcie celów Komisji Europejskiej.

Z jednej strony wsparcie potrzebującej tego Ukrainy, z drugiej rządu Tuska, któremu na różne sposoby stara się przeszkadzać poprzednia ekipa rządząca. Kilka pieczeni na jednym ogniu.

Wam ufamy

Dość zaskakujące odblokowanie KPO można odczytać jako przekaz "blokowaliśmy, bo wasz poprzedni rząd nie realizował zobowiązań i mu nie ufaliśmy. Wasz rząd też ich nie realizuje, ale wam ufamy". To jednak dalej opis motywu, a nie faktu. 

W polityce jednak za fakty często bierze się zapowiedzi i wypowiedzi, a w tej dziedzinie Donald Tusk wczoraj zagrał nieużywaną dotąd i mocną kartą, która sprawę praworządności i związanego z nią dostępu do KPO przedstawia w zupełnie nowym świetle.

Pan minister Bodnar we współpracy ze mną przygotował projekty ustaw. Jestem w dialogu z prezydentem Dudą w tej sprawie, tak, abyśmy w tej kadencji, a być może jeszcze za kadencji Prezydenta Dudy - mówił Tusk. Odbudujemy system, w którym prokuratura i Prokurator Generalny będzie niezależny od władzy. W tym sezonie naszej władzy. Wam to nawet w głowie się nie mieści! - podkreślał.

Game changer Tuska

Te słowa to prawdziwe i istotne zaskoczenie. Jeśli potwierdziłaby się współpraca rządu z prezydentem przy przywracaniu praworządności, to upadłyby pewnie podejrzenia, że Andrzej Duda będzie wetował ustawy w tej sprawie - np. ws. KRS, która na razie zmienia tylko sposób wyboru sędziowskich członków Rady, nie ruszając tzw. neo-sędziów. Prawo i Sprawiedliwość nazwie to pewnie kolaboracją, ale jeśli rzeczywiście rząd dogada się z prezydentem, to działania Adama Bodnara będą niemal skazane na sukces. 

Czyli "kamienie milowe" będą spełnione.

A więc KPO można odblokować.

I to się ma właśnie wydarzyć.