Arogancja premiera, pokazana przy okazji afery Rywina, nie przysparza Leszkowi Millerowi poparcia – uważa socjolog prof. Ireneusz Krzemiński. Gość Faktów uważa, że wiąże się to nie tylko ze sposobem bycia, ale też ze strategią działania politycznego: centralistyczną i „zamordystyczną”.

Konrad Piasecki: Popularność premiera jest katastrofalnie niska, temu rządowi trudno jest prowadzić pozytywną kampanię europejską - ta prawda przemówiła ustami członka rządu, ministra rolnictwa. Pan by wzniósł hasło: im mniej rządu w kampanii referendalnej, tym sukces tej kampanii bardziej prawdopodobny?

Prof. Ireneusz Krzemiński: W pewnym sensie bym się zgodził z tym stanowiskiem. Ale tylko w pewnym sensie, dlatego, że rząd to nie tylko osoby, nie tylko politycy, ale jednak rząd to administracja państwa, która dysponuje swoimi środkami, która powinna już w tej chwili wdrożyć - przygotowywaną rzekomo od dłuższego czasu – kampanię unijną, i której zaplecze organizacyjne ma tu olbrzymie zaplecze.

Konrad Piasecki: Ale może nie pozbawiać tej kampanii takiej świeżości. Może należy jednak utrzymywać Polaków w tym przekonaniu, że referendum unijne nie ma nic wspólnego z rządem? Skoro notowania rządu są rzeczywiście katastrofalnie niskie, to może ta świeżość i „arządowość” kampanii tylko jej się przysłuży?

Prof. Ireneusz Krzemiński: Tak, od pewnego czasu dane socjologiczne na to wskazują, dlatego, że w ciągu poprzednich kilku lat była bardzo znacząca zależnością między oceną rządu, oceną polityczną, a stosunkiem Polaków do wstąpienia do Unii Europejskiej. Im gorzej był oceniany rząd, im gorzej była oceniana sytuacja polityczna i politycy, tym mniej było chętnych, żebyśmy do Unii wkraczali. Ale ta sytuacja się zmieniła. Otóż od kilku miesięcy mamy dane, które - niezależnie jakby od oceny polityków – wskazują na preferencję Polaków do wstępowania do Unii. Mnie się wydaje, że definicja naszej elity politycznej jest już tak negatywna w świadomości potocznej, że ludzie widzą szanse na zmianę sytuacji właśnie poprzez przystąpienie Polski do Unii. Ci okropni, źli politycy będą niejako wzięci w pęta tej unijnej strategii działania, unijnych instytucji i unijnego obyczaju.

Konrad Piasecki: To może pójść dalej i w ogóle odstręczać polityków od udziału w kampanii referndalnej? Bo są takie głosy, które mówią: premier to nie, bo ma słabe notowania, ale prezydent jak najbardziej, bo on może z tymi notowaniami te wskaźniki europejskie jeszcze poprawić.

Prof. Ireneusz Krzemiński: Bardzo mi się podoba ten pomysł, ale wydaje mi się on mało prawdopodobny, ponieważ politycy na pewno nie będą chcieli. Jak widzimy, poszczególne ugrupowania w tej chwili rozwijają swoja własną strategią bądź to pro, bądź antyunijną, jak np. Liga Polskich Rodzin. Nie wiem, czy panowie widzieli wystąpienia i demonstracje Ligi Polskich Rodzin, które ja obserwowałem niedaleko uniwersytetu. Widziałem takie hasła takie różne, antyunijne. Np.: eurosodomia itp., które odstręczać miały publiczność od krakowskiego przedmieścia od Unii. Akurat te hasła do krakowskiego przedmieścia na szczęście całkowicie nie pasowały. Wskazują one jednak, że dla polityków udział w tej kampanii jest istotny.

Konrad Piasecki: Wracając do tej wypowiedzi Adama Tańskiego, dowodzi ona poczucia realizmu, ale nie ma pan wrażenia, że dotyczy ona także katastrofalnej i ponurej atmosfery, jaka panuje w Radzie Ministrów?

Prof. Ireneusz Krzemiński: Tak, ja myślę, że ta Rada Ministrów mogłaby się już naprawdę spokojnie rozwiązać.

Konrad Piasecki: I co w zamian?

Prof. Ireneusz Krzemiński: Może byśmy mieli jakiś trochę lepszy rząd?

Konrad Piasecki: Wyobraża sobie pan taki?

Prof. Ireneusz Krzemiński: Właściwie w Polsce trzeba mieć zawsze nadmiar wyobraźni, niż niedomiar wyobraźni, bo tu dzieją się rzeczy raczej trudno do wyobrażenia.

Konrad Piasecki: Te trudne do wyobrażenia to premier mówiący do przesłuchującego go Zbigniewa Ziobro „pan jest zerem”?

Prof. Ireneusz Krzemiński: No, np. to – powiedziałbym – nie jest akurat tak trudne do wyobrażenia, bo jednak dla mnie premier Miller nigdy nie przestał być sekretarzem Millerem i to „sekretarstwo” z niego wyszło w całej rozciągłości w tej chwili. Ten typ specyficznej arogancji, jaką premier prezentuje, nie po raz pierwszy z resztą, moim zdaniem jest tym treningiem bycia sekretarzem.

Konrad Piasecki: Ale ta arogancja – jak się wydaje – dodawała mu splendoru w czasach, gdy był szefem opozycji. Czy dzisiaj premierowi tak aroganckim być wypada – to po pierwsze, ale po drugie – czy to mu może przydać popularności?

Prof. Ireneusz Krzemiński: No, jak widać, nie przydało mu. Wiąże się to nie tylko ze sposobem bycia, ale z tym autorytarnym i aroganckim stylem traktowania ludzi, ale też z pewną strategia działania politycznego: centralistyczną, powiedziałbym też „zamordystyczną” w tle, z instrumentalnym sposobem traktowania narzędzi władzy, łącznie z prawem – co bardzo dobrze przy okazji afery Rywina wychodzi na jaw... Całe to instrumentarium wykształcone nieźle w komunistycznej partii, zwłaszcza w tej epoce gierkowskiej z całą jej obyczajowością – to wszystko dochodzi do głosu. To akurat jest mało zaskakujące, przynajmniej dla mnie.

Konrad Piasecki: To tylko czekać teraz, kiedy notowania premiera spadną poniżej zera i staną się ujemne?

Prof. Ireneusz Krzemiński: Takiej depresji się raczej spodziewać nie należy.

Zawsze jest parę procent zwolenników.

Konrad Piasecki: Zostają działacze partyjni i rodziny.

Prof. Ireneusz Krzemiński: Właśnie.