Wszystkie gesty czynione po śmierci papieża - marsze w jego intencji, palenie zniczy - to jest symbol miłości do Jana Pawła II i symbol wspólnego losu, wspólnych wartości, wspólnych norm i wreszcie wspólnego zagubienia – mówi psycholog Janusz Czapiński.

Tomasz Skory: Panie profesorze, dlaczego robimy po śmierci Jana Pawła II takie irracjonalne rzeczy, jak uczestnictwo w marszach, stawianie zniczy w miejscach tylko przez nazwę związanych z Janem Pawłem II?

Janusz Czapiński: To, co z punktu widzenia obserwatorów nieprzywiązanych do Kościoła katolickiego i do postaci Jana Pawła, wydaje się irracjonalne. Ale dla bardzo wielu Polaków nie jest irracjonalne. Gesty symboliczne są wpisane w kulturę i w związku z tym Polacy właśnie poprzez takie zachowania chcą coś powiedzieć od siebie, ale także chcą powiedzieć coś samym sobie. Po pierwsze kochają tego człowieka i nie jest to miłość pusta. Mają rzeczywiście masę powodów, by darzyć go pozytywnymi uczuciami. A ponadto – i to chyba najważniejszy efekt tej symboliki, z jakiegoś punktu widzenia irracjonalnej – podkreślają, że są wspólnotą. To jest symbol wspólnego losu, wspólnych wartości, wspólnych norm i wreszcie wspólnego zagubienia. Zwłaszcza wśród młodych Polaków to widać, że oni rzeczywiście traktują odejście Jana Pawła II jak utratę wiarygodnego, surowego – co prawda, ale sprawiedliwego ojca.

Tomasz Skory: Dlaczego to jest takie dojmujące uczucie, to poczucie zagubienia, pustki, która powstała w wyniku odejścia człowieka? Toż to było nieuchronne. Wszyscy o tym wiedzieliśmy i na dodatek Jan Paweł II był gdzieś tam daleko?

Janusz Czapiński: To prawda. To jest prawidłowość psychologiczna. Niezależnie od tego, w jak podeszłym wieku odchodzą od nas bliscy, to doświadczamy dojmującego żalu, że ich nie ma. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy wiadomo, że życie na wiele sposobów można albo przedłużać, podłączając ludzi chorych, niedomagających, także już takich, którzy są pozbawieni świadomości, do całej masy różnych aparatów, albo - jak pokazuje niedawny przypadek w Stanach Zjednoczonych - można to życie skracać. Bardzo wielu Polaków oczekiwało co najmniej trzydziestoletniego pontyfikatu, a skończyło się na 27. roku.

Tomasz Skory: Czy to jest tylko symbolika czy coś jeszcze?

Janusz Czapiński: Nie, to nie jest tylko symbolika. Myślę, że poprzez to czasem dosyć chaotyczne i emocjonalne krzątanie się, zwłaszcza młodym Polakom wydaje się, że dla nich przyszłość jest mniej pewna po śmierci papieża niż była przed jego śmiercią. To uczucie jest rzeczywiście irracjonalne i pewnie nikt w ten sposób się nie wypowiada, ale w rozmowach z młodymi ludźmi wyczuwa się nutę niepokoju, jak będzie, gdy oni będą już ludźmi dorosłymi, odpowiedzialnymi i będą musieli zakładać rodziny, i wreszcie przejmować po tych niezbyt udanych dzisiejszych politykach prowadzenie kraju.

Tomasz Skory: Czy widać w młodych ludziach, pańskich studentach, wolę zaakceptowania następcy Jana Pawła II, bo nad tym się część ludzi zastanawia? Czy to w ogóle będzie papież? Niektórzy mówią „ojczym święty”.

Janusz Czapiński: To wszystko zależy od tego, kto nim będzie i jaki będzie miał stosunek do Polski. Ale nie oczekujmy cudów. Nie będzie kogoś tak rozmiłowanego w naszym kraju jak Karol Wojtyła. Nie będzie też kogoś tak zainteresowanego losami Polaków jak Karol Wojtyła. Ja sądzę, że wszyscy wierzący zaakceptują każdego nowego papieża, ale już bez tego silnego, emocjonalnego zaangażowania.

Tomasz Skory: Bez charyzmy, bez magii?

Janusz Czapiński: Bez gotowości zaakceptowania surowych napomnień, które mogą biec później z Rzymu. Tego papieża też nie do końca Polacy słuchali, ale przynajmniej go kochali i chyba część jego nauk gdzieś nam zapadła – mam taką nadzieję. Natomiast dla Polaków Kościół bez Jana Pawła II niewątpliwie będzie innym Kościołem i obawiam się, że ta fala sekularyzacji, która już zaczęła do Polski docierać, bardzo szybko zacznie się pogłębiać.